Recenzja "Smoka jego królewskiej mości"

Jakoś od przełomu kwietnia i maja cierpiałam na sporą czytelniczą blokadę, przez którą każde otworzenie książki kończyło się niezidentyfikowanym mruknięciem i odłożeniem jej na półkę. Trwało to dość długo, ale chyba w końcu udało mi się to pokonać, kiedy parę dni temu sięgnęłam po omawianą dziś książkę. Grałam akurat w Dragon Age'a, a książka opowiada o smokach - uznałam, że będzie pasować do klimatu. Nie pasowała, ale to żaden minus. 


"Smok jego królewskiej mości", jak i cały cykl "Temeraire" umiejscowiony jest w alternatywnej rzeczywistości, w czasie wojen napoleońskich. Alternatywność ta polega na istnieniu w świecie przedstawionym smoków, które w dodatku bywają oswajane i pełnią ważną funkcję w lotnictwie, gdzie ujeżdżane są przez specjalnie szkolonych awiatorów.
Główny bohater, Will Laurence, jest kapitanem marynarki. Poznajemy go w momencie, kiedy jego statek przechwytuje francuską fregatę przewożącą tajemniczy ładunek. Ku przerażeniu załogi okazuje się nim być smocze jajo, w dodatku z zawartością szykującą się do rychłego wyklucia. Wszyscy są świadomi, że chwilę po przyjściu na świat stwór powinien zostać zaprzężony przez wybranego przez siebie człowieka - w innym wypadku zdziczeje, co będzie ogromną stratą dla Brytyjczyków. Zadania w końcu podejmuje się sam Laurence, nadaje on smokowi imię Temeraire, przez co zostaje zmuszony do porzucenia dotychczasowego życia i rozpoczęcia szkolenia na awiatora.

Pierwszy tom skupia się na początkach kariery Willa jako awiatora, na poznawaniu tej profesji i, co najważniejsze, samych smoków, z Temeraire na czele. Większa część książki to interakcje między poszczególnymi postaciami, zazwyczaj w dość sielskich warunkach, podczas treningów czy wypoczynku gadów. Nie jest to szczególnie porywające, po jakimś czasie może zacząć nużyć, ale na szczęście czyta się to szybko, więc ja nawet nie zdążyłam się wynudzić. Akcja pojawia się momentami, głownie w pod koniec historii, gdzie możemy doświadczyć nawet prawdziwych powietrznych bitw, które opisane są naprawdę zgrabnie, plastycznie i dynamicznie, mam nadzieję, że w kolejnych częściach będzie ich więcej. 

Sam świat przedstawiony mocno mnie zaskoczył. Widząc wszystkie te smoki spodziewałam się czegoś w klimacie high fantasy, używającego historii tylko jako luźnej interpretacji (coś w stylu "Arrowsmitha", komiksu, w którym dwudziestowieczna Europa jest zamieszkana zarówno przez ludzi, jak i wszelkiego rodzaju fantastyczne paskudztwa), z magami czy jakimiś potworami w szeregach armii, takie rzeczy. Okazuje się jednak, że skrzydlate gady są tu jedynym odstępstwem od natury, a i one przedstawione są w sposób, jakkolwiek niedorzecznie to brzmi, całkiem realistyczny. A przynajmniej tak realistyczny, w jaki możesz przedstawić wielkie, latające jaszczurki mówiące ludzkim językiem. Mamy tu mnóstwo różnych ras, z których każda hodowana jest w celu rozwinięcia innej cechy, całość mocno przypomina proces tworzenia poszczególnych ras psów, co wypada wcale sensownie. W "Smoku..." widzimy jedynie małą część świata, jako że cała akcja ma miejsce w Wielkiej Brytanii i powietrzu nad nią, ale mamy okazję posłuchać także o paru innych miejscach, dzięki czemu to wszystko nie sprawia wrażenia zawieszonego w niebycie. 

Jak pisałam wcześniej, większość "czasu antenowego" poświęcona jest relacjom międzyludzkim (oraz międzysmoczy. I międzygatunkowym, jakkolwiek źle by to nie brzmiało.), co za tym idzie, istotne miejsca zajmują tu bohaterowie. Jest ich całkiem sporo, w końcu mamy do czynienia z całym środkiem szkoleniowym, a poznajemy jednocześnie ludzi, jak i ich smoki, które nie tylko w niczym im nie ustępują, ale zazwyczaj grają nawet większą rolę. Oczywiście pierwsze skrzypce grają Laurence i Temeraire, którzy przez cały czas wzajemnie się poznają i zaprzyjaźniają - ich relacja wciąż się rozwija, ale na razie wypada bardzo sympatycznie, chociaż moim zdaniem nieszczególnie interesująco - ot, doświadczony człowiek i ciekawy świata dzieciak zadający mnóstwo pytań, uczący się od siebie nawzajem o życiu, bez żadnych niespodzianek. Co do samych postaci, Will jak na razie nie powala głębią, będąc takim typowym protagonistą, nie wyróżniającym się właściwie niczym, Temeraire natomiast ma spore zadatki na straszną Merysujkę, co zresztą ujawnia się już w chwili jego wyklucia - jest przedstawicielem niesamowicie rzadkiej rasy, takiej wybajerzonej, że ludzie łapią się za głowy na jego widok. Pozostali bohaterowie to całkiem miła grupka, która co prawda nie została mocno rozwinięta w tej części, ale zapowiada się nieźle. Miłym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że wśród awiatorów można spotkać kobiety - jedna z ras smoków akceptuje jedynie tę płeć jako jeźdźców, co jest nieco naciągane, ale lepsze to niż nic - co jest wprowadzone całkiem zgrabnie, ze sporym zdziwieniem ze strony Laurence'a. Ach, mamy tu nawet wątek romantyczny (bo jakżeby inaczej, ech) między Willem a jedną z nich. Nie ma go na szczęście zbyt wiele, a odbywa się bardzo subtelnie (ja uświadomiłam sobie jego istnieje w momencie, kiedy związek był konsumowany. Tak subtelnie.). Wszystko to składa się na fakt, że o losach bohaterów czyta się raczej przyjemnie, co prawda nikt z nich nie urzekł mnie jakoś szczególnie, ale przynajmniej nie zaobserwowałam u siebie chęci zamordowania żadnego z nich. To zawsze jakiś plus. 

Książka (a przynajmniej polskie tłumaczenie, bo takie czytałam. Kolejne części mam zamiar poznawać już w oryginale) napisana jest niezwykle lekkim stylem, w który ładnie wpasowuje się nienachalny humor, często towarzyszący smokom i awiatorom. Całość ma taki ujmujący klimat, kojarzący mi się bardzo wakacyjnie - chyba przez ciągle kąpiele smoków i ich wylegiwanie się w słońcu, Czyta się szybko, na tyle szybko, że co nudniejsze fragmenty uchodzą bez większego bólu, chociaż nie zmienia to faktu, że znaczna część fabuły jest zwyczajnie nieciekawa. "Smok jego królewskiej mości" sprawdza się dobrze zarówno jako samodzielna lektura, jak i wprowadzenie do całego cyklu - mnie osobiście zainteresowało i ujęło na tyle, żeby sięgnąć po kolejne tomy. Nie jest to nic szczególnie powalającego, ale to kawał przyjemnej, dobrze przemyślanej książki. Polecam zwłaszcza miłośnikom historii alternatywnej oraz tym, którzy mają ochotę na fantastykę w dość niecodziennym wydaniu.

Recka pisana strasznie długo, a wyszła taka krótka - magia. Poszłoby szybciej, ale dorwałam się do internetowej karcianki z Pokemonów. Chyba nawet skrobnę o niej jakąś notkę, zobaczę. 
Enyłej, dziękuję i zapraszam do dzielenia się opinią o recenzji/książce/smokach.  

Comments

  1. O, recka!
    Okej, co do książki – brzmi wszystko bardzo sympatycznie, więc może wykorzystam wreszcie kupony rabatowe z Empiku i kupię. Jadę właśnie do księgarni, jeśli nie będzie niczego ciekawego, to wezmę „Smoka…”, o oczywiście ile będzie.
    W jednym miejscu, konkretnie tu: „Jak pisałam wcześniej, większość "czasu antenowego" poświęcona jest relacjom międzyludzkim (oraz międzysmoczym, I międzygatunkowym, jakkolwiek źle by to nie brzmiało.)” wskoczyło ci duże „i” po przecinku (ten przecinek powinien tam być? Nie wiem, dla mnie jest za ciepło na myślenie). Recka fajna, bo konkretna i bo smoki. Smoki są fajne, zawsze (no, prawie zawsze, ale o niechlubnych wyjątkach wspominać nie będę). Cóż, do następnego postu.

    T.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bo to właśnie taka sympatyczna, niewymagająca lektura jest. Daj znać, jeśli ją dorwiesz i przeczytasz, chętnie poznam opinię. :)
      Ach, tak, zrobił mi się przecinek zamiast kropki, stąd ta wielkie "i". Dziękuję bardzo.
      Tak, smoki to fajna rzecz jest, szczególnie takie dobrze napisane smoki. Co prawda nie przepadam za takimi, które gadają, ale tutaj wcale zgrabnie to wypadło.

      Delete
    2. Meh, nie było „Smoka”. Smutek taki wielki. Za to dorwałem przecenione „Szczury Wrocławia”, na które już od jakiegoś czasu polowałam. Czytałaś?
      Hmm, kiedy wspomniałaś o gadających smokach, to czytałam chyba tylko jedną książkę, w której te gady nie mówią, nazywała się bodajże „Eon”. Chyba była fajna, ale nie wiem, czytałam baaardzo dawno temu. Nawiasem mówiąc, to dorwałam się do tego jako naprawdę małe dziecię, czytam i czytam, a tam na koniec gwałty. Psychika małej mnie zniszczona.

      T.

      Delete
    3. Nie czytałam, ale słyszałam wiele dobrego i nawet mam na nie ochotę, chociaż z polską fantastyką/sf mi ostatnio średnio po drodze.

      Zerkam sobie właśnie w internetach, po opisie faktycznie można spodziewać się takich mało przyjemnych sytuacji, współczuję.
      Z książkowych kojarzę jeszcze te potterowskie, podobało mi się przedstawienie ich tam - takie przerośnięte, wkurzone jaszczury, bez żadnych dodatkowych mistycyzmów.

      Delete
    4. O, zapomniałam o potterowskich smokach! To jeszcze to, faktycznie.

      Co do „Szczurów…”. Ja najpierw zabrałam się za coś innego, a tę książkę dałam koleżance. Ta mówi, że świetna rzecz, tak więc koleżanka poleca. :)

      T.

      Delete
  2. Co do ilustracji, to się mylisz - Temeraire to to na prawo.;) To na lewo to jego... hm, powiedzmy, że dziewczyna.

    Generalnie to się z Tobą zgadzam, z tym, że Temeraire ujął mnie od razu. Generalnie to jest cykl bardziej nastawiony na pokazywanie świata przedstawionego i zachodzących w nim zmian, a nie jakiejś wartkiej akcji. Stąd pewnie długie sielskie opisy przeplatane nagłymi, dynamicznymi zrywami akcji. Ale jak dla mnie ten świat jest tak fascynujący, że mógłby się obejść zupełnie bez akcji.;P

    PS. Poka karciankę.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ach. To po lewo wydaje się ciemniejsze na ilustracji, więc założyłam, że to on. Dziękuję. ^^

      Mnie ujęło raczej właśnie to pokazywanie świata przedstawionego, i właśnie ten przyjemny, sielski klimat. Brak akcji nie przeszkadzał mi aż tak bardzo, ale jednak szkoda, zwłaszcza, że walki opisywane były naprawdę ciekawie i aż chciałoby się ich więcej. A świat jest fascynujący sam w sobie, zgadzam się.

      Pokemon TCG Online, do ściągnięcia z oficjalnej pokemoniej stronki. Gram od paru dni, jak na razie bardzo przyjemna, chociaż niesamowicie marnie mi idzie (wszyscy dookoła latają z Legendarkami, ech). Daj znać, jeśli się skusisz. ;3

      Delete
  3. Zaczęłam czytać ten cykl w liceum (czyli całe wieki temu) i zawsze maltretowałam panie w bibliotece, o to kiedy będzie można wypożyczyć nową część. Wówczas bardzo mi się podobało :) teraz zastanawiam się czy by do niego nie wrócić i nie poznać (w końcu) finału tej historii

    ReplyDelete
    Replies
    1. No masz, u mnie w bibliotece nie było takich ładnych rzeczy. :<
      Wracaj, wracaj. Co prawda nie mogę ręczyć za finał, bo jeszcze do niego nie dotarłam, ale początek serii jest bardzo zachęcający.

      Delete
  4. Nominowałam Cię do Liebster Awards :) Oczywiście to nie jest obowiązkowe, ale jeżeli masz czas i ochotę:
    http://kotspinaksiazce.blogspot.com/2015/07/liebster-awards.html

    ReplyDelete
  5. Trochę nie na temat, ale jeśli lubisz łańcuszki pytaniowe to masz nominację do LBA książkowego^^
    http://asafewarmplacewithbooks.blogspot.com/2015/07/liebster-blog-award-czyli-powiedz-cos-o.html

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ach, dostałam już jedną od Proc i sama miałam zamiar was nominować. ;) Teraz chyba za późno, ale trudno, dziękuję bardzo.

      Delete

Post a Comment