Bykon 2016

Nie sądziłam, że przed Pyrkonem (w którym mój udział i tak stoi pod ogromnym znakiem zapytania) uda mi się odwiedzić jakikolwiek -kon. Wszystko było daleko, pieniędzy było mało, ogólnie bida z nyndzą i tylko czekanie na kwiecień. Nagle jednak na planie wyskoczył mi Bykon, szumnie nazwany "pierwszym multifandomowym konwentem w Bydgoszczy". Jako mieszkanka (przynajmniej tymczasowa) tego miasta oraz osoba, która jeszcze niedawno miała pracować przy organizacji growego konwentu w tym samym miejscu, musiałam się tam pojawić. Ba, nawet w formie twórcy programu!


Pierwsza edycja Bykonu miała być kameralną, dwudniową imprezą skupiającą w jednym miejscu wiele fandomów. Pierwszym zgrzytem, jaki można było zauważyć, była cena. Wiecie, mówimy tu o czymś zupełnie nowym, bez wyrobionej marki, po którym nie możemy się właściwie niczego spodziewać. Twórcy Bykonu za wejście postanowili kasować dwadzieścia złociszy. Na co poszły te pieniądze? Um, stawiam na kolorowe koszulki orgów, bo na pewno nie na gadżety dla użytkowników - dostawaliśmy jedynie kartkę z programem (bez opisów prelekcji - po te trzeba było biegać pod sale prelekcyjne) oraz kiepskiej jakości identyfikator na krótkiej smyczce.
Przejdźmy do wspomnianego programu. Konwent, przypominam, nazwał się "multifandomowym". Organizatorzy najwyraźniej pomylili słowa, najwyraźniej bowiem chcieli użyć określenia "mangowy z dodatkiem innych rzeczy". Bloków było sześć, plus larpy. Nie znaleźliśmy wśród nich jednak czegoś takiego, jak gry, filmy czy komiksy - zamiast tego dostaliśmy dwa bloki tematycznie związane z fandomem anime ("azjatycki" oraz "manga i anime"), blok o My Little Pony, a także fantastykę, sci-fi i popkulturę. Granice między poszczególnymi tematykami były jednak dość luźne, gdyż w "fantastyce" znalazł się na przykład panel o anime (nie zmieścił się w tych dwóch, duh).
Z planem był jeszcze jeden problem, nawet bardziej rażący. Widzicie, poza prelekcjami Bykon nie oferował właściwie żadnych atrakcji. Jakieś warsztaty? Nope. Trwający cały czas pokaz czegokolwiek? Nah. Konkursy, występy cosplayerów? Niet. Games roomy? Tak, z pięcioma grami na krzyż. Przez większość czasu nie miałam absolutnie nic do roboty.
Dodatkowy fun fact: drukowany, rozdawany ludziom plan (za który, jakby nie patrzeć, płaciliśmy) nie przeszedł żadnej korekty. Każde "ć" jawiło się jako "d", natomiast "ń" zmieniono w "o". Jak? Czemu? Dlaczego nikt tego nie poprawił? Nie mam pojęcia, niemniej jednak zabawnie to wyglądało.

Pierwszą prelekcją, na jakiej wylądowałam, była moja własna. Inaczej - współprowadzona przeze mnie. Razem z Dorotą, którą możecie kojarzyć jako rysowniczkę "Lisa", przygotowałyśmy panel o współczesnym komiksie polskim. Przytachałyśmy na miejsce tysiąc egzemplarzy do oglądania, zrobiłyśmy przegląd najróżniejszych pozycji i planowałyśmy rozpropagować trochę rodzimych autorów. Propagować jednak nie mogłyśmy zbyt wiele, jako że na nasz panel dotarły dwie (!) osoby. Z kilkunastominutowym opóźnieniem. Dlaczego? Ano dlatego, że pierwsze punkty programu ruszyły mniej więcej w tym samym momencie, co wpuszczanie ludzi na konwent. Hasztag organizacja bardzo.Nie wyszło jednak aż tak źle, dwójka naszych słuchaczy była chyba zainteresowana, zapisali sobie nawet parę tytułów - naszą misję uznać więc można za spełnioną.
Następne, po krótkiej przerwie, było "Cosplay dla początkujących" Daevalii. Niezwykle pomocna i ciekawa prelka, dowiedziałam się mnóstwo na temat tworzenia broni czy elementów zbroi, a także pielęgnacji peruk. Przy okazji mogłam pomacać sobie różnego rodzaju materiały oraz gotowe rekwizyty do cosplayu. Prowadząca zaczynała dość nieśmiało, ale poradziła sobie cudnie.
Zaraz po tym trafiłam na "Kącik dyskusyjny o Przebudzeniu Mocy - jak skrajne mogą być reakcje fanów?" Miltena, chociaż prowadziły go dwie osoby - nicka drugiej jednak nie pomnę. Ot, dyskusja, zgrabnie poprowadzona i całkiem przyjemna - no i sporo zachwytów nad Epizodem VII, których mogę słuchać, a słuchać.
Kolejna była dwugodzinna prelekcja "Kinowe uniwersum Marvela" przygotowana przez V. Miałam pomóc w prowadzeniu jej, ale stchórzyłam i ograniczyłam się do rzucania słowem czy dwoma od czasu do czasu. Dokładne omówienie wszystkich filmów i seriali składających się na MCU trochę zajęło, ale wypadło naprawdę interesująco i dało pole do paru krótkich wymian zdań.
Przez godzinę pałętałam się po okolicy bez celu, nie mogą znaleźć zupełnie nic ciekawego do roboty, po czym dotarłam na "Broń a prawo polskie, czyli czy wolno posiadać miecz świetlny", którego autorem był Hari. Nazwa była dość myląca, gdyż zamiast mieczy świetlnych słuchaliśmy o ustawach, przypisach i broni palnej. Mimo braku elementu fantastycznego słuchało się tego bardzo miło, w dodatku dowiedziałam się, że trzymanie w domu miecza nie jest aż tak problematyczne.
Następna była prelekcja "Światy równoległe w DC" prowadzoną przez Pavlaqa. Świetna dla newbie, zdecydowanie mogła zainteresować i zrobić ogromne wrażenie na ludziach, którzy w komiksach nie siedzą. Ja co prawda nie dowiedziałam się absolutnie niczego nowego, jednak forma podania powstrzymała mnie od nudzenia się.
Zaraz po tym zaczęło się "Lesbijki potrafią być bardzo niebezpieczne - czyli fenomen lesbijek w popkulturze" autorstwa Rysianny i Kłamcowego Jerza. Dość głupia i problematyczna rzecz: z jakiegoś nieznanego mi powodu prowadzący postanowili traktować postacie biseksualne jako zdefiniowane lesbijki (pozdrawiam czytających mnie bi - najwyraźniej znowu nie istniejecie, ojej). Poza tym jednak wypadło całkiem ładnie, przygotowano wiele przykładów, polecono mnóstwo tytułów, pożartowano - niezłe zakończenie konwentowego dnia. Z rana planowałam pojawić się na jeszcze jednym punkcie Rysianny, "Post-apokaliptyczne dwugłowe jelonki też mogą być piękne - Wprowadzenie do świata serialu The 100" - dotyczący serialu, o którym pisałam w poprzedniej notce - ale niestety, nie udało mi się wstać tak wcześnie.
Bo widzicie, Bykon to konwent dwudziestoczterogodzinny. Prelekcje ruszyły o trzynastej, zakończyły się o trzynastej dnia drugiego. Trwały przez całą noc, co uważam za pomysł skrajnie bezsensowny - nie wyobrażam sobie spędzenia całej nocy tylko i wyłącznie na prelkach, czy uczestniczenia w wiedzówce o piątej nad ranem. Ja wróciłam rano koło dziewiątej, ale udało mi się znaleźć coś ciekawiącego mnie dopiero po dwóch godzinach wiszenia w niebycie. Było to "O przyszłości kina superbohaterskiego" Grida - nic odkrywczego, ale prowadzone naprawdę świetnie. Ostatnim punktem, na jakie trafiłam, były "Fantastyczne ciekawostki" Agnieszki Trzepacz, które nieco posypały się ze względów organizacyjnych, ale były tak sympatycznie podane, że nawet mi to nie przeszkadzało. Zdecydowanie przyjemny finał konwentu.
Większość odwiedzonych przeze mnie prelekcji stało na wcale wysokim poziomie i zdecydowanie nie żałuję wybrania się na nie. Szkoda tylko, że ilość interesujących mnie paneli została przysypana górą animu i kucyków. Cóż, mam przynajmniej nadzieję, że okoliczni otaku bawili się świetnie.

Wystawcy zajęli korytarze na dwóch piętrach. Było ich dość sporo, w większości oferowali okołomangowe ozdóbki i gadżety ściągane z zagranicznych sklepów internetowych (bardzo lubię tego typu stoiska, zazwyczaj mają sporo ładnych pierdółek w nie-aż-tak-wygórowanych cenach), mangi czy rękodzieło. Było też obecne zawsze i wszędzie Maginarium, które jak zwykle przyciągało loterią - tym razem udało mi się oprzeć.
Uczestnicy mieli więc gdzie wydawać pieniądze. Mieli też stosunkowo łatwy dojazd z dworców oraz różnych części miasta, a także pobliskie miejsce, w którym mogli zaopatrzyć się w prowiant. Na konwencie można też było przenocować - na sleep room przeznaczono cały korytarz i jedną salę na najwyższym piętrze. Całkiem spora powierzchnia, chociaż nie jestem pewna, jak zniosła taką ilość osób. Rano nie widziałam jednak nikogo dosypiającego na parapetach czy krzesłach, zakładam więc, że nie było tak tragicznie. Całą miejscówkę oceniam zdecydowanie na plus.


Już z takich luźniejszych uwag okołokonwentowych, nietyczących się imprezy jako takiej. Bykon był, jak wspominałam, mocno mangowy. Wpłynęło to na demografię imprezy: większą część stanowiły nastoletnie otaku. Niestety, w sporej części był to ten typ otaku, których większość nerdów nie cierpi: głośne, dziwnie zachowujące się indywidua. Miałam okazję podziwiać więc, jak grupa takich osobników wchodzi na panel, siada z tyłu, pod ścianą, po czym zaczyna radośnie gadać, śmiać się i wydawać inne odgłosy, nie zważając na to, że przeszkadzają wszystkim wokół. Inna sytuacja miała miejsce, kiedy stado takich mangoludków wpadło do sali w momencie, kiedy poprzednia prelekcja dopiero się kończyła. Prelegent stał na środku, bezradnie, z pewnym zażenowaniem patrząc, jak grupa ludzi kompletnie go ignoruje i zagłusza, siadając w wolnych ławkach. Na zawołanie koleżanki "ej, może dacie mu dokończyć?" nie zareagował nikt, poza jedną panienką ozdobioną wiankiem i różkami, która zaczęła ją przedrzeźniać - ach, aż przypomniały mi się pierwsze klasy podstawówki. Gratuluję tej pani dojrzałości, a jeśli to czyta - pozdrawiam.

Zdjęć znajdziek i lootu nie będzie. Na konwent weszłam za dyszkę (yay, zniżka dla twórców programu!), w portfelu miałam całe siedem złociszy, z których dwa poszły na drożdżówkę z konwentowego sklepiku (była bardzo dobra i z malinkami, 9/10). Zakupów nie robiłam więc żadnych, jedynie smętnie wpatrywałam się w piękne pluszowe Pokemony, które zalegały na jednym stoisku.

Podsumowując? Nie było tragicznie. Program mocno kulał, brak atrakcji nieco bolał, cena za wejściówkę to jakiś żart, ale poza tym jestem zadowolona. Na plus sporo ciekawych prelekcji, kameralność, którą zapewne wiele osób sobie ceni - ja chyba jednak preferuję wielkie konwentofestiwale - fakt, że w końcu zorganizowano coś takiego w Bydgoszczy, konwentów raczej pozbawionej. O ile w przyszłym roku organizatorzy faktycznie zdecydują się na coś "multifandomowego", to będę ogromnie zadowolona. A wpadnę pewnie i tak.

W następnym odcinku zapowiadana notka o "Hamiltonie". Albo Stosik. Zobaczymy. Tymczasem idę na ulicę, trochę pożebrzę, może będzie mnie stać na dokończenie cosplayu Negasonic przed Pyrkonem. 
Do napisania. 

Comments

  1. Fajnie, że w ogóle coś zorganizowali. Ja na ten przykład nie mam co liczyć na żadne atrakcje w moim mieście (to w końcu osada ;-;).

    ReplyDelete
  2. Chciałbym sprostować, że na konwencie były warsztaty. Chociażby w sali MLP około pięciu godzin warsztatów szycia ubranek na pluszaki, a także bardzo specyficzne robienie quillingów, czyli kucyków z papieru. To w samej sali MLP. Oprócz tego znalazło się też kilka konkursów, od Cutie Poxa po wiedzówki i planszówki. Konwentowi zabrakło dużej sali/sceny, aby robić tam jakieś widowisko koncert/walkę na coś ostrego. To faktycznie mogło zostać uznane za minus, ale równocześnie dzięki temu dało się znaleźć czas na inne rzeczy... i w ogóle szkoła się zgodziła na współpracę. To wbrew pozorom jest kluczowe. W programie znalazło się całkiem sporo specyficznych atrakcji, jak i typowo konwentowych. Brakowało konkursu cosplay ze względu na brak właśnie sceny, ale za to cosplejerzy dostawali zniżkę, aby ich docenić.

    Czy konwent był albo nie był multifandomowy? Była sala zdominowana przez MLP, Star Warsy, mangę... atrakcje komiksowe i inne. Kwestia jest taka, czy można w Polsce znaleźć na tyle dużo zorganizowanych fandomów, które np. byłyby w stanie prowadzić 24 godziny fajnych atrakcji. Znam takich kilka... i one w dużej mierze były aktywne na konwencie.

    Oczywiście opinia jest opinią, rzeczą do której każdy ma prawo. Jednak osobiście sugerowałbym trochę więcej otwartości :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Warsztaty trwały parę godzin, zajmując w dodatku raczej niszowy blok. Bolał mnie brak czegoś dłuższego i bardziej uniwersalnego, trafiającego do szerszego grona. Nie wiedziałam, że szkoła nie zgodziła się na współpracę, to faktycznie brzmi jak spory problem. Oby na kolejną edycję udało się coś takiego załatwić.

      Jestem w stanie wymyślić kilka takich fandomów, zresztą znacznie liczniejszych niż Kucyki, które na innych konwentach dostają swoje poletko.

      Delete

Post a Comment