Top 7 seriali science-fiction

Spytałam, czy chcecie więcej toplist. Nikt mi nie odpowiedział, więc wzięłam to za potwierdzenie. Także tego, ta-da, nowa topka. Tak jak obiecałam, serialowa. Od razu chcę ostrzec, że nie oglądałam wszystkich seriali s-f, jakie powstały, mam więc pewnie wielkie braki. Jeśli tak jest i razi Was moja ignorancja - proszę, polećcie coś. Albo skrytykujcie notkę. Cokolwiek. 

7. "The 100". Ciekawa seria, łącząca ze sobą masę oryginalnych, naprawdę ciekawych elementów, z ogromnymi pokładami naiwności, dziur fabularnych i irytującego klimatu produkcji dla nastolatków. Często przyprawia o fejspalmy i ból zębów, ale nadrabia całkiem zgrabną historią, ciekawym połączeniem różnych motywów, a także grupą dających się lubić postaci. W dodatku jest zwyczajnie strasznie przyjemny w oglądaniu, a fabuła czy bohaterowie potrafi zająć na tyle, by móc ignorować większość nudnych dram czy scenariuszowych głupotek. Niewymagającym widzom mogę polecić z czystym sercem.

6. "Dollhouse". Intrygująca produkcja Jossa Whedona, który wcześniej niejednokrotnie pokazał, że potrafi robić seriale. Tytułowe Domki dla lalek to placówki, zajmujące się wynajmowaniem specjalnie zaprogramowanych ludzi do wykonywania różnego rodzaju usług. Ich wspomnienia są regularnie usuwane, a nieświadome niczego "lalki" wiodą spokojne życie w oczekiwaniu na kolejne misje. Historia głównej bohaterki, która stara się zniszczyć stojącą za tym organizację, jest prowadzona powoli, z przerwami na wykonywanie poszczególnych zadań - raz mniej, raz bardziej ciekawych. Sam wątek główny jest jednak naprawdę interesujący, ładnie zaplanowany, zahacza też o genialnego villaina - do tej pory ubolewam, że nie dostało mu się tyle czasu antenowego, ile powinno było. Nieporywająca, ale oryginalna i przyjemna fabuła, w połączeniu z istnym pokazem gry aktorskiej - zdecydowanie warte zobaczenia w wolnej chwili.

5. "Orphan Black". O tym serialu pisałam na blogu już jakiś czas temu, w recce dwóch pierwszych sezonów. Trzeci już przeminął, czwarty zbliża się wielkimi krokami, a ja wyczekuję go z mieszaniną niecierpliwości i niechęci. Ostatni ogromnie mnie zawiódł, dlatego też cała seria ląduje na tak niskim miejscu w rankingu - choć oczywiście wciąż jest to rzecz warta uwagi. Zajmująca fabuła, zgrabnie uwita intryga, cudowni bohaterowie oraz, przede wszystkim, nieziemska aktorka w roli kilku głównych postaci. Oglądanie Tatiany Maslany grającej jednocześnie pięć czy więcej postaci to prawdziwa przyjemność. Zdecydowanie wynagradza to wszelkie minusy serii.

4. "Sense8". Fabuła wychodzi z uroczego konceptu: dostajemy ósemkę ludzi z różnych zakątków świata, innych kultur, żyjących zupełnie odmienne życia, którzy nagle zostają połączeni telepatyczną więzią. Komunikują się ze sobą, poznają siebie nawzajem, wykorzystują swoje własne umiejętności czy cechy do pomagania pozostałym, a w końcu muszą wspólnymi siłami uciec przed ścigającymi ich ludźmi. Historia znajduje się tu jednak na drugim planie, a większość czasu poświęcona jest bohaterom, ich zmaganiom z codziennością oraz relacjami. To zresztą najjaśniejszy punkt całej produkcji - postacie są absolutnie wspaniałe i ujmujące. Sporo codzienności, w kluczowych punktach również garść porządnej akcji, chociaż muszę przyznać, że proporcje są tu mocno zaburzone i co poniektórzy mogą narzekać na nudę. Mimo wszystko serial jest zdecydowanie wart uwagi.

3. "Battlestar Galactica". Wersja z roku 2004, warto dodać, nie ta z lat siedemdziesiątych. Po niepowalającym, miernym filmie wprowadzającym dostajemy serię wspaniałą, przemyślaną, z interesującą i trzymającą przy sobie fabułą oraz genialnym zakończeniem. Wszystko jest tu majestatyczne, żeby nie powiedzieć: epickie. Kosmiczne batalie przerywane są wątkami osobistymi bohaterów oraz odrobiną polityki i intryg. Do postaci mam co prawda mocno ambiwalentny stosunek - miłością pałam do dwóch czy trzech, większości pozostałych nie cierpiałam - ale muszę przyznać, że napisani zostali napisani umiejętnie i ciekawie, a ich losy potrafią zainteresować.

2. "Firefly". Kolejne latanie po kosmosach, w razie gdyby ktoś zdążył zapomnieć, że to lubię. Obecność "Firefly" w jakiejkolwiek topliście serialowej nie powinna nikogo dziwić, niezależnie od twórcy, tematyki czy rozpatrywanego gatunku. Klasyk, legenda, arcydzieło światowej kinematografii, którego kasacja do dziś wzbudza oburzenie. Kameralna historia, wspaniali bohaterowie, do których łatwo się przywiązać i których wspomina się ciepło przez eony od zakończenia oglądania, to wszystko w idealnym połączeniu westernu i space-opery. Jedna z nielicznych serii, w których właściwie wszystko gra, oczywiście poza brakiem nowych odcinków. Doskonała do rewatchowania kilkanaście razy, najlepiej w towarzystwie chlipiącym z rozpaczy na myśl o niewielkiej liczbie epizodów.

Czemu w takim razie umieściłam to cudo dopiero na drugim miejscu? Nie zrozumcie mnie źle, ubóstwiam ten serial, ale postanowiłam, że będę oryginalna i obrazoburcza. Dlatego zamiast największej, nieodżałowanej klasyki, na honorowe miejsce rzucam coś nieznanego i zapomnianego. O.

1. "Utopia". Straszliwie niedoceniona seria, nieotrzymująca nawet połowy uznania, na jakie zasługuje. Brytyjski serial przesiąknięty niezrozumiałymi akcentami, niesamowicie specyficznym, dusznym klimatem, i powalającymi efektami wizualnymi. I mówię poważnie, właściwie każdy screenshot serialu nadawałby się do galerii sztuki. Nie ma w nim co prawda zbyt wiele elementów science-fiction, a przynajmniej nie takiego widowiskowego, typu roboty/kosmos/lasery. To thriller, w którym podążamy za poskręcaną, poplątaną intrygą pełną zdrad, plot twistów i niespodzianek. Grupa przypadkowych postaci zostaje rzucona naprzeciw tajnej organizacji, która może zagrozić całemu światu. Postaci, muszę wspomnieć, absolutnie wspaniałych, wiarygodnych i ludzkich do bólu - dawno nie widziałam takiego kompletu wad oraz ogólnie pojętego wrażenia, że protagoniści zostali zaciągnięci tam prosto z ulicy. Zagadkowa fabuła wciąga, wszystko zostało pięknie wyważone, oderwać się trudno - majstersztyk. Charakterystyczny klimat może nie podejść każdemu, ale naprawdę polecam zapoznanie się chociaż z pierwszym epizodem, coby stwierdzić, czy może jednak należy się do tych, których ta przedziwność urzeknie.

Grafiki autorstwa: jasric, Paul Shipper, Ollie Hoff. Nie udało mi się znaleźć autorów plakatu do "Sense8" i "BSG" - ktoś, coś?
A następna będzie nietopka. O musicalu. 

Comments

  1. Ze zdziwieniem: nic nie oglądałam. Niby o wszystkich słyszałam, ale..
    Ps. "Firefly" jest niesamowity jeśli chodzi o swoich fanów, się zupełnie nie spodziewałam ataków rozpaczy/melancholijnej tęskonoty przy okazji Deadpoola :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. W takim razie polecam się zapoznać, przynajmniej z top 3. ;)

      Delete
  2. jak polecać to polecać xD (ograniczę się do 90s bo nie chce straszyć starszymi seriami ) zaczynając od krótszych serii
    Earth 2 zatruta ziemia zmusza ludzkość do ewakuacji jedna z pierwszych wypraw trafia na tytułową nową planetę gdzie nie wszystko okazuje się takie jak miało być :D
    Space and Above kolonia ziemska na odległym globie zostaje zaatakowana przez obcych tak ludzkość odkrywa że nie jest sama we wszechświecie serial opowiada o jednym z oddziałów walczących z obcymi (upraszczam trochę )
    teraz dłuższe serie
    Earth Final Conflict na ziemie przybywają obcy by nieść szczęście i pokój xD ale czy rzeczywiście ruch oporu ma inne zdanie
    Babylon 5 klasyka space opery nie podejmę się streszczać :)
    Farscape space opera z specyficzną atmosferą oryginalnymi bohaterami i lokacją nie którzy mogliby nazwać nawet dziwną (ale nie mają racji dziwna naprawdę dziwna jest następna seria )
    Lexx space opera i jednocześnie jedna z najdziwniejszych serii jaka powstała główny bohater który technicznie rzecz biorąc jest od wieków martwy statek kosmiczny gigantyczna ważka mogąca rozwalać planety jak gwiazda śmierci itd itd
    na koniec coś luźniejszego czyli herkules w kosmosie tfu pardon kpt.Dylan Hunt i jego Andromeda to by było na tyle (lista spokojnie mogłaby być 2-3razy dłuższa 90s były pełne SF od kosmicznych po ziemskie jak psi factor first wave czy poltergeist plus antologie jak twillight zone ,outer limits itd itd )

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję! Przydadzą się, będę miała co oglądać w wolnym czasie.

      Delete
  3. Oglądałam tylko Utopię, ale całkowicie nie dziwię się jej pozycji. Wciągnęła mnie totalnie i była jedną z lepszych serii jakie widziałam. Co do kadrów - pełna zgoda. Co kilka ujęć robiłam pauzy żeby się napatrzeć. Choć drugi sezon mnie nieco zawiódł, niemniej jeśli wyjdzie kiedyś trzeci, to już wiem, że będę oglądać.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mi akurat drugi sezon podobał się chyba nawet bardziej, musiałabym znowu rewatchnąć, żeby się zdecydować. Ale poza tym zgadzam się w zupełności.

      Delete
    2. Dla mnie drugi sezon był chyba mniej zaskakujący - pojawiło się też wielu bohaterów albo cudownie zmartwychwstałych, (a ja rzadko kiedy kupuję zmartwychwstania, poza tym od razu domyśliłam się kim jest tajemniczy pan z piwnicy/skrytki i jakoś tak wolałam jak go nie było) albo dodanych po to by podkreślić grozę spisku. W drugim też został przeniesiony akcent z ratowania siebie z tej dziwacznej kabały na ratowanie całej ludzkości, co też trochę zepsuło ten gęsty, duszny klimat z jedynki. Za to historia Rabbita i całej intrygi bardzo mi się spodobała.

      Delete

Post a Comment