Pyrkon 2015

Wpis miał pojawić się wczoraj, ale postanowiłam najpierw odespać konwent, a dopiero potem o nim pisać, stąd takie małe opóźnienie. Sama notka nie będzie zbyt długa - tegoroczny Pyrkon upłynął mi bowiem pod znakiem socjalizacji i poświęcania punktów programu na rzecz kręcenia się po okolicy ze znajomymi, przez co lista odwiedzonych przeze mnie prelekcji jest boleśnie krótka. O przywiezionych fantach też nie mogę się rozpisać, bo ograniczone fundusze zrobiły swoje i nie udało mi się zdobyć prawie że nic. Postaram się jednak coś z tego wszystkiego wyciągnąć. 

Sam konwent wypadł moim zdaniem świetnie. Przeniesienie imprezy na koniec kwietnia poskutkowało śliczną pogodą (mogłam biegać w sukience i nie zamarzać, więc z automatu leci 11/10), powiększenie terenu zmniejszyło tłumy (po sali wystawców dało się nawet chodzić, w zeszłym roku było to problematyczne), a preakredytacja poradziła sobie całkiem nieźle z likwidowaniem kolejkonu. Słabiej wypadło rozdawanie wejściówkowych prezentów, najwyraźniej sporo osób nie dostało ich mimo zakupienia biletu w przedsprzedaży. Mam też mały problem z ułożeniem programu, ale pod tym względem oczywiście nie można zadowolić każdego, nie będę więc tu niepotrzebnie jęczeć.
Oczywiście ogromnym plusem była atmosfera nerdowstwa unosząca się powietrzu, dziwnie wyglądający ludzie spotykani na każdym rogu i tak dalej, ale chyba nie ma co się o tym rozpisywać, to chyba cecha charakterystyczna wszystkich konwentów. 

Takie zdjęcie pojawiło się na fanpejdżu Pyrkonu. Jeśli dobrze się przyjrzycie, to pewnie będziecie mogli zobaczyć mnie gdzieś w tłumie.
Z moich zaplanowanych prelekcji udało mi się dotrzeć jedynie na sześć. Żałośnie mało, boli mnie szczególnie fakt, że musiałam opuścić kilka naprawdę ciekawie się zapowiadających. W piątek udało mi się załapać jedynie na "Guy Gardner - największy buc uniwersum DC" prowadzone przez Yurai i UncleMroowę. Wyszła z tego sympatyczna i całkiem zabawna prelka, ja jako fanka zarówno Mroowy, jak i postaci Guya bawiłam się na niej naprawdę świetnie. W sobotę udało mi się wcisnąć na "Dobre, złe i niebrzydkie - ważne kobiety w grach wideo" Adama Flammy (Flamma?). Wyszła z tego dość ciekawa rzecz, podobało mi się, że obok fikcyjnych bohaterek powiedziano tu też o kobietach w gierczanym przemyśle. W ostatni dzień konwentu trafiły mi się aż...? cztery punkty. Z rana zerwałam się na "101 pomysłów na enpeckę" Nefariel. Raczej nie interesuję się RPGami, więc tajniki tworzenia postaci potrzebne mi do szczęścia nie są, ale możliwość posłuchania o badaśnych historycznych pannach zawsze jest kusząca. A wybrane na prelekcję panny były cudownie badaśne. Następny w kolejce był panel "Seriale komiksowe - wysyp (czy "wysp", jak mówi program) ostatnich lat" prowadzony przez redaktorów naEkranie. Ze wszystkich odwiedzonych przeze mnie punktów ten wypadł zdecydowanie najsłabiej, było to po prostu wspomnienie wszystkich obecnych seriali opartych na komiksach, bez wdawania się w jakiekolwiek szczegóły i omawiania ich, nudne dość. Zaraz po tym zaczął się "Lepszy i konkurencyjny panel o Doktorze Who" tworzony przez grupę WARcon. Było dokładnie tak jak przewidywałam, czyli zupełnie niepoważnie, zabawnie, i w dodatku rozdawano żelki. Załapałam się też na spotkanie autorskie z Kobietą-Ślimak, na którym omawiano między innymi "iGranie z Gruzem", "Boku no Kawaii Scotland" i cudowne kotkowe RPG, którego demówkę mogliśmy obejrzeć - muszę w nie zagrać jak tylko wyjdzie, zapowiada się genialnie. 
Ominęłam kilka punktów, które miałam oznaczone w programie jako obowiązkowe, na jedne się spóźniłam, na inne nie zmieściłam, jeszcze inne kolidowały z moimi planami i musiały zostać poświęcone dla wyższego dobra. Najbardziej żałuję "Kilka słów o mniej znanych komiksach z Image Comics", "Ile jest Batmana w Gotham" czy "Progresywne elementy kanonu i fandomu Marvela", chciałam też wpaść na "The Legend of Korra - O grzechach wybaczonych, ale nie zapomnianych" i "Koszula w kratę i woda święcona - czy to wystarczy?". Pozostaje mi czekać na kolejne konwenty i mieć nadzieję, że niektóre z tych tematów jeszcze kiedyś się pojawią. 
To tyle, jeśli chodzi o pyrkonowy program. Na żadne dyżury autografowe się nie wybierałam, chociaż miałam w planach sprawienie sobie jakiejś książki Głuchowskiego i poproszenie o podpis... ale cóż, kolejka na milijon osób trochę mnie odstraszyła.

A z taką ładną plakietką biegałam.

Przejdę do tych paru fantów, które udało mi się ściągnąć do domu. Jest ich przeraźliwie mało, aż postanowiłam już zacząć zbierać pieniądze na kolejny konwent, żeby tam nakupować znacznie więcej. 
Na początek prezenty, które dostałam dzięki wcześniej zakupionemu biletowi. W paczce znalazły się: identyfikator ze smyczką, skrócony program, ograniczający się jedynie do rozpiski wydarzeń oraz kompletny program, ładny, duży, z opisami wszystkich punktów programu, gości i tak dalej. Moim zdaniem był nieco przyduży, wolałam wersję zeszłoroczną, która była grubsza, ale w znacznie mniejszym formacie. Poza nimi dostałam dwie kostki z Q-Workshop oraz dwa zeszyty starwarsowego komiksu, dokładnie numery drugi i szósty z 2011. 


Moje własne zakupy wyglądają jeszcze bardziej ubogo: zdobyłam jedynie dwie książki i jednego T-shirta, całkowicie rezygnując z polowania na przypinki i insze małe pierdółki. Teraz mi szkoda, ale jak już pisałam, z kolejnego konwentu mam zamiar przyjechać obwieszona nimi od góry do dołu, tak na pocieszenie po tym. 
Ze stoiska KiK wybrałam "Księgę jesiennych demonów" Grzędowicza, bo chciałam w końcu zapoznać się z tym autorem, a ta książka została mi polecona jako niezły start. Trylogia Ciągu Gibsona spadła mi natomiast z nieba, czaiłam się na nią odkąd zobaczyłam jej zapowiedź na stronie wydawnictwa MAG. Wydanie jest absolutnie śliczne, no i możliwość zdobycia trzech części serii w formie jednej, w dodatku wcale niedrogiej, jest niezwykle kusząca. 


Z wyborem koszulki miałam nieco większy problem, przez świadomość, że niedaleko leżą cudeńka z OtherTees, które uwielbiam przeglądać w internetach i zachwycać się ich wzorami, a tuż obok znajduje się stoisko Grumpy Geeks (koszulko z Riders of Rohan, kiedyś cię zdobędę!). Czymże jednak są nerdowskie nadruki w obliczu oczojebnie różowej bluzki z Różowym Kotem-Stalinem, który w dodatku straszy ludzi genderem i jest narysowany przez Kiciputka? Niczem, oczywiście, zwyczajnie musiałam to kupić. Najlepiej wydane pieniądze evah. 


Ogółem oceniam tegoroczny Pyrkon bardzo wysoko, bawiłam się na nim świetnie i strasznie mi szkoda, że trwało to tylko trzy dni. Mam teraz zamiar siedzieć i czekać na najbliższy konwent, na który się wybiorę, czyli (prawdopodobnie) Polcon. Może nawet uda mi się na nim coś zacosplayować, kto wie. 

Comments

  1. Koszulka z kotem Stalinem boska.!:D W sumie żałuję, że ostatecznie żadnej sobie nie przywiozłam, ale zakupy i tak były obfite, więc gdzieś sobie trzeba było granice postawić.

    Sama w tym roku zrezygnowałam z polowania na cosplayerów i fajne ujęcia (w zeszłym roku głównie to robiłam), udało mi się wziąć udział w jednym konkursie i nawet coś tam wygrać no i dostałam absolutnie boski autograf od mojego ulubionego polskiego pisarza, więc mimo kilku wad tegoroczny Pyrkon też na plus.:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Twoje zakupy są piękne nawet bez koszulki. ^^

      Ja nie fociałam nic, bo mój aparat ma mniej więcej tyle megapikseli co ziemniak, więc aż żal robić nim zdjęcia takich ładnych cosplayów. Na konkurs żaden nie poszłam, dopiero po powrocie uświadomiłam sobie, że odbywał się taki z DC, na który mogłam się w sumie wybrać. A autograf faktycznie śliczny. :)

      Delete
  2. Giiiiiibson <3
    Ech, może się wybiorę następnym razem...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Muszę szybko się za to zabrać teraz. ;>

      Wybierz się, wybierz. Naprawdę warto.

      Delete
  3. Ej, a ja dostałam tylko jedną kostkę i żadnego komiksu. Czuję się oszukana.

    Zazdro koszulki z kotem-Stalinem. Ja niestety wykosztowałam się na srebrny celtycki wisiorek i zakupy w Royal Stone, i potem nie było mnie stać na takie fajności :<

    A "Księga jesiennych demonów" faktycznie fajna rzecz, polecam.

    I w ogóle weź mi nie mów o kolejkach, chciałam autografy od Kossakowskiej i Głuchowskiego, ale w obu przypadkach, gdy zobaczyłam, ilu ludzi do nich stoi, to mi się słabo robiło:<

    ReplyDelete
    Replies
    1. O więc właśnie, jak pisałam, brakło im fantów dla każdego. :< Smutna rzecz.

      Śliczny wisiorek, więc to dobry zakup był. Czy z zakupów w Royal Stone będzie jakaś stosikowa notka? Chętnie popatrzę na jakieś nowe koraliki i sznurkocosie.

      Jak przeczytam to może nawet zreckam, jak pokończę wszystkie te pozaczynane notki. Hm.

      Delete
    2. Będzie nocia, razem z minirelacją z Pyry. To znaczy, jeśli w końcu się zbiorę i ją napiszę :v

      Delete
  4. Wszystko ładnie, tylko czemu tak krótko? Liczyłam na trochę obszerniejszą relację :(
    Ja się ciągle zastanawiam, czy nastawiać się na Polcon czy jednak nie, pewnie się zdecyduję dopiero po prezentacji programu, nie lubię rezerwować w ciemno.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie umiem w obszerniejsze rzeczy. :<
      Nastawiaj się, nastawiaj. Program nie jest aż tak istotny, widzisz, miałam takie piękne plany i skończyłam z paroma prelkami i łażeniem po okolicy z forumami.

      Delete
    2. Szlajanie się z Internetem zawsze mniejsze od trzech.

      Delete
    3. Zwłaszcza z takim fajnym Internetem.

      Delete

Post a Comment