Recenzja "Dzieci demonów"

Kwiecień okazał się miesiącem niezwykle ubogim w notki, za co chciałam na wstępie bardzo przeprosić. Obiecuję poprawę, chociaż nie jestem pewna, czy nastąpi ona już w maju - będzie to dla mnie dość mocno zawalony okres. Tak czy inaczej, ostatni kwietniowy wpis to recenzja książki, którą zaczęłam pisać (reckę, nie książkę, niestety) dobrych parę tygodni temu. Lepiej późno niż później, te sprawy.

Fragment okładki oryginalnej.
Chyba każdy czytelnik zna to uczucie, kiedy patrzy na okładkę książki, na tytuł, czyta opis na odwrocie i po prostu czuje, że oto natknął się na coś naprawdę złego. Podobnie było z omawianą dziś pozycją, chociaż dość szybko okazało się, że wrażenie to było zupełnie niewłaściwe. "Dzieci demonów" brzmi jak marny romans paranormalny o młodej heroinie, której wybranek okazuje się być jakimś mrocznym pomiotem i tak dalej. Z okładką jest jeszcze gorzej - mi (i zapewne wielu innym osobom) mocno kojarzy się z "Mononoke-hime" czy inszym dalekowschodnim tworem. Co ciekawe, takie negatywne pierwsze wrażenie jest w znacznym stopniu winą polskiego wydania - w wersji oryginalnej powieść nosi tytuł "Never Knew Another", który budzi zdecydowanie mniej nieprzyjemne skojarzenia, okładka też prezentuje się znacznie mniej mangowo, a bardziej (z braku lepszego słowa) klimatycznie. 
Streszczenie fabuły wydaje się dość zawiłe: wspomina się tu o wygnanych do podziemi sługach bogini Elishty, których potomstwo plugawi okoliczne ziemie. Za ochronę przed ich skażeniem mają służyć tajemniczy Wędrowcy Erin, łowcy mający za zadanie tropienie i likwidowanie demonów. Są oni zmiennokształtnymi istotami obdarzonymi przez swoją boginię wieloma zdolnościami mającymi pomóc im w misji.

W praktyce wygląda to nieco inaczej. Oczywiście poszukiwanie demonich dzieci to najważniejszy wątek książki, a głównymi bohaterami są właśni wspomniani Wędrowcy, jednak akcja skupia się w większym stopniu na życiu pomiotów, nie samym polowaniu na nie. Poznajemy tu historie Rachel, Salvatore i Jony, demonów, które próbowały ułożyć sobie życie w wielkim mieście, ukrywając swoje pochodzenie.
Powieść rozpoczyna się w momencie, kiedy para Wędrowców odnajduje zwłoki Jony. Dzięki darom Erin są w stanie wydobyć jego wspomnienia, których to mogą użyć do prześledzenia wszystkich kroków demona, odnaleźć skażone przez niego miejsca wymagające oczyszczenia, a także trafić na trop pozostałej dwójki. Przeszłość pomiotów obserwujemy właśnie w ten sposób, jako część śledztwa Wędrowców. 
Tu pojawia się główny problem, jaki miałam z fabułą. Podchodząc do książki myślałam, że opowieść będzie skupiać się na tych tajemniczych wilczych łowcach, a same demonie pomioty będą stały tu na drugim planie. Okazało się, że historia Jony, Rachel i Salvatore nie tylko jest główną osią fabularną tej części, ale całej trylogii. I nie zrozumcie mnie źle, to nie jest zły wątek, po prostu postacie wyznawców Erin wydawały mi się od samego początku (i nadal wydają) znacznie ciekawsze i wolałabym przeczytać trzy tomy poświęcone ich życiu w szerszym zakresie, nie tylko ograniczające się do jednego polowania. 

Co do samych Wędrowców: nie wiemy o nich zbyt wiele, mimo że są głównymi bohaterami książki, a narratorką całej historii jest jedna z nich. Jak wspominałam, są oni zmiennokształtni - mają dwie formy, ludzką i wilczą, znacznie bliżej im jednak do tych drugich. Są bezwzględnymi łowcami, dla których wykonanie powierzonej misji jest ważniejsze niż cokolwiek innego. Nie są uczłowieczani na siłę, przez cały czas sprawiają wrażenie zimnych i zdystansowanych. Żyją w lasach, gdzie dołączają do watah i podróżują z wilkami, zajmując się oczyszczaniem świata ze szkód poczynionych przez demony, lecząc skażoną ziemię i wyszukując ukrywające się pomioty. Do siedzib ludzi udają się tylko w ostateczności, gdyż zdecydowanie lepiej czują się w dziczy. Strasznie podoba mi się, jak cudownie oddana jest ta wilcza część charakteru Wędrowców, ich niechęć do ogromnego, przeludnionego miasta, do którego muszą się udać, i ich interakcje, zarówno z innymi ludźmi, jak i między sobą.

Książka jest pisana w pierwszej osobie, z użyciem trzeciej w momentach, kiedy Wędrowczyni relacjonuje coś ze wspomnień Jony. Wypada to bardzo zgrabnie, w ogóle całość jest napisana w niezwykle wciągający sposób i pochłania się ją jednym tchem. Cała książka ma taką przyjemnie duszną atmosferę idealnie pasującą do ogromnego miasta, świat przedstawiony w niej wydaje się niesamowicie realny i żywy, a to, jak naturalnie i wiarygodnie autorowi udało się przedstawić "wilcze" postacie zasługuje na jakąś nagrodę.  To zdecydowanie jedna z najciekawiej napisanych książek, z jaką miałam do czynienia w ostatnim czasie. 

Fabuła posuwa się na przód dość powoli, fragmenty z życia demonów momentami można określić jako obyczajówkę, odniosłam też wrażenie, że całą historię śledztwa można by zamknąć w znacznie mniejszej ilości stron. Braki nadrabia jednak wspaniałym klimatem i językiem, a także ciekawymi głównymi bohaterami. Całość czyta się szybko i przyjemnie, ja od razu po zakończeniu miałam ochotę sięgnąć po kolejną część - znowu, nie przez pasjonującą fabułę, raczej przez tę specyficzną atmosferę. To jest w ogóle idealna książka do czytania przy ogromnym kubku gorącej herbaty, jak jeszcze ma się do tego jakiś drewniany domek w lesie to już w ogóle dopełniłoby obrazek i z czytania czerpałoby się jeszcze większą przyjemność (tak myślę, nie próbowałam, nie mam domku w lesie)

Za betowanie dziękuję Kobasiowi. 
W ogóle miałam w planach napisać coś o "Endgame" albo "Convergence", ale mam tragiczne zaległości ze wszystkim i chyba nic z tego nie wyjdzie. Za to może pojawić się coś o New 52, tylko tym razem, dla odmiany, o jakichś dobrych tytułach. Tylko znowu, nie mam pojęcia, kiedy będę miała wolną chwilę, bo maj zapowiada się dość ubogo pod tym względem. Hm. 
Enyłej, zapraszam do komentowania i tak dalej. 

Comments

  1. Recenzja bardzo interesująca i rzetelna. Jestem u Ciebie pierwszy raz, będę wracać i dodaję do obserwowanych :)

    ReplyDelete
  2. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  3. Jak to fajnie napisać długi komć, a potem go przypadkiem skasować, bo piszesz z cudzego kompa z innym układem klawiatury i przyciski są nie tam, gdzie trzeba...=.='

    No dobra, to jeszcze raz. Mnie też okładka skojarzyła się z mangą, ale tytuł kompletnie z niczym. Może dlatego, że kiedy czytałam, paranormale nie były jeszcze aż tak popularne.

    Kiedy pisałaś u mnie, że masz problem z ta książką, myślałam, że będzie chodziło o to bezwzględne tępienie demonich pomiotów, które przecież nie zawsze chcą szkodzić ludziom, a tylko normalnie żyć. Sama jak czytałam, nie miałam z tym problemu, ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej coś minie uwiera (a fakt, ze demon nawet mimo najlepszych chęci dalej pozostawał niebezpieczny, ani trochę nie pomaga).

    Najbardziej żałuję, że nie dane mi będzie lepiej poznać tego uniwersum (bo na wydanie reszty cyklu po polsku raczej nie ma co liczyć). Ale prowadzenie narracji tak, a nie inaczej, jakoś mi nie przeszkadza.:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ow, współczuję. :<

      A nie, moim problemem jest właśnie to, że fabułą skupia się tylko i wyłącznie na tej jednej sprawie przez całe trzy książki. To bezwzględne ściganie pomiotów i ignorowanie tego, że nie zawsze są oni źli uważam za idealnie pasujące do postaci Wędrowców. No i jakby nie patrzeć, nie mają oni innego wyboru, przecież demony nawet z najlepszymi intencjami pozostają niebezpieczne dla innych. Także to uważam za bardzo dobry motyw.

      Nie masz zamiaru próbować w oryginale? Ja pewnie zabiorę się w pierwszej wolnej chwili.

      Delete
    2. Znaczy, ja nie mam problemu z tym, jak to widzą Wędrowcy - narracyjnie cały pomysł jest bardzo dopracowany i tak niepokojący, jak powinien być. Problem mam raczej z tym, czy jako czytelniczka powinnam być równie bezkrytyczna, co Wędrowcy.

      Nie, za słabo znam język, żeby porywać się na obyczajówki, a co dopiero na fantasy... Prószyński mi w ogóle w tym temacie wiele złego wyrządził.

      Delete
    3. Ach, jeśli o to chodzi, to się zgodzę, mogło się to wydawać dość problematyczne.

      Pozostaje liczyć na polskie wydanie, może kiedyś nastąpi. Wątpliwe, ale kto wie.

      Delete

Post a Comment