Recenzja "Silverwinga"

Nazwa bloga dość wyraźnie sugeruje, że powinny pojawiać się tu od czasu do czasu jakieś nietoperze. Wiem, że większość spodziewałaby się raczej nietoperzy w znaczeniu "ludzie z przebierający się w lateksowe stroje, biegający nocami po ulicach i kopiący dupy ludziom", ale jestem pewna, że znajdą się tu też fani nietoperzy-nietoperzy, ssaków takich. Nie zrozumcie mnie źle, ja sama byłam pewna, że Muzeum będzie zawierać nieco większe stężenie Batmana, dzisiejsza notka jest zaskoczeniem i dla mnie, ale nie mogłam się powstrzymać. 
Fun fact: na omawianą dziś książkę trafiłam z powodu tego challenge'a, w którym biorę udział - znajduje się w nim pozycja "Autor ma takie same inicjały jak ty", która to zmusiła mnie do rozpoczęcia ciężkich poszukiwań. Udało mi się znaleźć paru, swój wybór zawęziłam w końcu do  wywodów japońskiego filozofa i przygodówki dla dzieci. Wybór był oczywisty. 


Gdzieś w internecie wpadła mi w oko opinia mówiąca, że "Silverwing" to takie "Wodnikowe Wzgórze", tylko że opowiadające o nietoperzach. Jak mogłam kiedyś wspominać, jestem uczulona na tego typu teksty i zazwyczaj skutecznie odpychają mnie od potencjalnej lektury. W tym przypadku byłam jednak zdeterminowana i zdecydowałam się przeczytać ją mimo wszystko, chociaż użyte porównanie mocno mnie niepokoiło. Zupełnie niepotrzebnie, jak się okazało. 

"Silverwing" to pierwszy tom serii o tym samym tytule, opowiadającej, jak już wspominałam, o nietoperzach. Wzorem "Wodnikowego Wzgórza" (nie obejdzie się bez wspominania o tej książce) bohaterowie są tu upersonifikowani tylko do pewnego stopnia, a więc mimo wielu cech ludzkich - występujące tu toperze (jak i parę innych gatunków, w stopniu większym lub mniejszym) mogą pochwalić się znaczną inteligencją, mają też własny kodeks moralny, hierarchię, legendy, przesądy czy nawet religie - wciąż pozostają jednak tylko zwierzętami, ze swoimi zwyczajami, potrzebami i specyficznym, dość naiwnym spojrzeniem na świat. Książce udaje się ukazać to w zgrabny, niewymuszony sposób. 
Nietoperzowy świat poznajemy, śledząc Shade'a, młodego toperka z kolonii Silverwingów (gatunki przedstawiane w serii faktycznie istnieją, tu dostają tylko ładniejsze, bardziej klimatyczne nazwy), niewielkich owadożernych stworynków. Nasz protagonista jest takim typowym przedstawicielem gatunku (protagonistów, nie nietoperzy), ma więc sporą paletę cech, dzięki którym czytelnikowi (w domyśle równie niewielkiemu) łatwo się z nim utożsamić. Nie oznacza to jednak, że nie jest bohaterem z krwi i kości, bo obdarzono go wcale sporą ilością charakteru, ładnie oddając osobowość poznającego świat, ciekawskiego małolata. Shade pakuje się w kłopoty niemalże już na pierwszej stronie książki, przez co cała jego kolonia jest zmuszona migrować do zimowego legowiska wcześniej, niż to planowano. Podróż nie mija jednak bezproblemowo, bo główny bohater odłącza się od grupy i, po parokrotnym uniknięciu śmierci, próbuje dotrzeć na miejsce sam. 
Fabuła jest nieskomplikowana, dość liniowa, praktycznie bez żadnych plot twistów. Mogłaby nudzić, ale na szczęście ratuje ją przed tym duże nagromadzenie akcji, postaci tła i wydarzeń, przez które historia wcześnie przyśpiesza i utrzymuje tempo aż do końca. 

Jednym spośród największych plusów tej serii są bohaterowie, co uważam za niezwykle istotne w lekturze przeznaczonej dla młodszych czytelników - akcja akcją, fabuła fabułą, ale o ciekawych postaciach zawsze czyta się chętniej, niż o jakichś Skrzetuskich. Pojawiające się na kartach powieści zwierzęta to ciekawe i barwne postacie (oczywiście jak na standardy książki młodzieżowej, nikt chyba nie spodziewa się po nich głębi psychologicznej Raskolnikowa), z mocno zarysowanymi charakterami. Najwięcej mamy okazję przejrzeć się Shade'owi, poznanej na początku samodzielnej migracji Marinie, strasznej i znacznie bardziej doświadczonej niż nasz gieroj samicy Brightwinga, oraz Gothowi, głównemu antagoniście serii, wielkiemu mięsożernemu nietoperzowi pochodzącemu z tropikalnej dżungli, który do miejsca akcji ściągnięty został przez ludzkich badaczy. Ten ostatni to mój osobisty ulubieniec - w sumie, jeśli nie wiecie, czy warto przeczytać te książkę, opowiedzcie sobie na jedno pytanie: czy istnieje inny tytuł, w którym będziecie mogli poznać postać socjopatycznego nietoperza-kanibala-fanatyka religijnego? Idę o zakład, że nie istnieje. 

Najmocniejszą stroną "Silverwinga" jest jednak, moim zdaniem, świat, który przychodzi nam obserwować. Jest on bogaty i tętniący życiem, a przedstawienie go z perspektywy nietoperzy wypada naprawdę ujmująco. Podobnie jak w przypadku przytoczonej już przeze mnie powieści Adamsa, jest to świat dość brutalny - widać to choćby po wspomnianym wcześniej zjawisku kanibalizmu - ale jest to brutalność, której można się spodziewać po opowieści osadzonej w takich klimatach. Przede wszystkim jest to jednak świat przepięknie opisany. Pełno tu opisów przyrodu, niezwykle malowniczych, niewymuszonych i umiejętnie wpasowanych w akcję. Co ciekawe, w jednej ze znalezionych w internetach recenzji wyczytałam, że w całej książce autor używał jedynie trzech określeń kolorów: czarnego, białego i srebrnego - nie sądziłam, że można w ten sposób stworzyć tak barwny krajobraz, ale tu się udało.

Powieść ta nie jest oczywiście wolna od wad. Większość z nich to częste błędy popełniane przy tworzeniu historii przeznaczonych dla młodszego odbiorcy: powielanie zużytych już klisz i schematów, przerysowanie niektórych postaci (tak, toperzowy Hannibalu, patrzę na ciebie)  czy prosta i nieangażująca fabuła. Nie jest to może coś, co w znacznym stopniu uprzykrza lekturę, ale może denerwować, zwłaszcza czytelnika z nieco wyższymi oczekiwaniami. 

Podsumowując, "Silverwing" to naprawdę urocza, przyjemna i dość lekka książka. Świat przedstawiony jest ujmujący i prześlicznie opisany, bohaterowie sympatyczni, a całość czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. Nie jest to nic ambitnego, ale na zabicie czasu to sposób równie dobry, co jakakolwiek młodzieżówka - nawet lepszy, bo zamiast papierowych nastolatek ratujących dzień mamy tu puchate nietoperze. 

Notka w stanie bardzo surowym, bo pisana z telefonu. W weekend dodam obrazki i pousuwam błędy (mam tu genialną autokorektę, już boję się efektów). Wtedy też pojawi się druga odsłona Serialowej Warty - jeśli kogoś to interesuje. 
Also: w sobotę i niedzielę będę pałętać się po MFKiG. Będzie relacja, tylko nie wiem, kiedy.

Comments

  1. I z opisu wydaje się że serial jest bardzo podobny do książki, a raczej jej wierny. Swoją drogą polecam animacje :) na youtube można obejrzeć całość zlepioną w jeden długi film. Bez polskich napisów, ale na tyle łatwo i przyjemnie się tego słucha, że nie powinno to sprawić nikomu większych problemów. Sama też muszę zabrać się za przeczytanie książki :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Animację mam wrzuconą na youtubową listę "do obejrzenia", muszę w końcu znaleźć na nią moment. Brak polskich napisów mnie nie dziwi, w końcu sama książka też nie ukazała się u nas i czytać trzeba w ingliszu.

      Delete
    2. Nie mniej jednak to najfajniejsza historia o nietoperzach, jaką miałam okazję poznać :)

      Delete

Post a Comment