Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier 2015

W ostatni weekend odbyła się dwudziesta szósta edycja Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier, imprezy znanej chyba każdemu polskiemu fanowi rysunkowych historii. W sumie taka głupia sprawa, że w Łodzi mieszkałam od urodzenia, a na Festiwal wybrałam się do tej pory tylko raz, zresztą "wybranie się" to dość mocne słowo, bo weszłam tylko na trochę i nawet nie miałam okazji dobrze się rozejrzeć (za to zdobyłam album Dema, a do tego autograf i rysunek jelonka!). W kolejnych latach zbierałam się z pójściem, ale jakoś zawsze coś wypadało (albo też zwyczajnie nie chciało mi się iść, kto by to pamiętał), aż do tegorocznej edycji (na którą, paradoksalnie, nie miałam już tak blisko, bo musiałam dojechać z odległych bydgoskich ostępów). Zmotywowana wizją zdobycia paru autografów, a także darmową prawie-że-tak-jakby-vipowską wejściówką, udało mi się wyłuskać parę złociszy na pociąg i wyruszyłam na dwa dni konwentowania. 
Uprzedzam, że poniższa relacja będzie mocno subiektywna i skupiona na mojej osobie, więc prawdopodobnie zabraknie w niej paru ważnych elementów. Czy coś. 

Pod miejsce imprezy, Atlas Arenę, dotarłam z samego rana, kiedy to kolejki były jeszcze dość krótkie, tłum dopiero zaczynał roić się po okolicy, a wystawcy wytrwale kręcili się w te i wewte, nosząc pudła pełne pięknych, czekających na kupienie komiksów. Pogoda dopisywała, budynek Areny jaśniał w słońcu i wyglądał zaskakująco niebrzydko jak na łódzkie standardy, nawet ta godzina spędzona w przepełnionym autobusie poszła w zapomnienie, ogólnie mówiąc było bardzo pięknie i konwentowo. Przed wejściem spotkałam się z częścią redakcji Panteonu, która również miała w planach pałętanie się po okolicy, i na teren obiektu weszłam już jako "prasa", z oczojebnie różową opaską na ręku. Zanim na dobre zajęłam się bieganiem po stoiskach i prelekcjach, jakiś czas spędziłam na spełnianiu panteońskich obowiązków (hasztag sirius biznez), czyli pakowaniu przypinek oraz ulotek do woreczków i rozdawaniu ich ludziom - razem z Powiało Chłodem udało nam się opróżnić w ten sposób całe pudło w parę minut. Sporo uczestników wyglądała na zdezorientowaną, ale większość była wyraźnie zadowolona z otrzymania dwóch całkowicie darmowych przypinek (kto by nie był), dzięki czemu całą akcję uważam za niezwykle udaną.
Po tym rozpoczęłam bezcelowe kręcenie się po okolicy i oglądanie, co też ciekawego przywieziono na stoiska. Samych stoisk był jakiś milijon i jeszcze parę, ustawionych wokół całej Areny, czyli terenu wcale niemałego. Prawie wszystkie oferowały komiksy (kto by się tego spodziewał, prawda?) w najróżniejszych wydaniach: były polskie, były niepolskie, były tłumaczone, nietłumaczone, nowości, starocie, wydania zbiorcze, zeszyty, słowem: wszystko. Oprócz wydawnictw, księgarni i internetowych sklepów komiksowych można było natknąć się na stoiska z figurkami, koszulkami, durnostojkami, biżuterią i zabawkami, czyli tym wszystkim, na co natknąć się możemy na większości tego typu imprez. Ceny w wielu przypadkach były szczególnie okazyjne, widziałam nawet specjalne promocyje festiwalowe, a na niektórych stoiskach można się było nawet targować - udało mi się zbić ceny paru pluszowych Pokemonów, ale w końcu nie zdecydowałam się na nie (o moich nędznych zakupach zresztą więcej potem). Ogólnie część zakupowa wypadła bardzo bogato, daję dużą okejkę.
Co warto zauważyć, w nazwie obok "Komiksu" pojawiają się i "Gry", i podobnie było na festiwalu. Jak już napisałam, stoiska wyraźnie zdominowane były przez komiksiarzy, jednak sam środek kompleksu zajęty został w znacznej części przez graczy: miała tu miejsce wydzielona część planszówkowa, a także irytujące głośne rozgrywki e-sportu, słyszałam na pewno o LoLu i CSie, ale nie wiem, czy nie gierzono tam w coś jeszcze. Odbywał się też Game Jam, czyli wydarzenie polegające na stworzeniu gry w krótkim czasie oraz jakieś spotkania z branżą grową (coś, na co teoretycznie powinnam była się wybrać w związku z kierunkiem studiów. Ups). Nie wypowiem się na temat jakości i organizacji tej części imprezy, ponieważ zwyczajnie nie poświęcałam jej żadnej uwagi, poza tą wymaganą do wyminięcia pałętających się wszędzie w okolicy graczy i widzów.
Jeszcze tak bardziej ogólnie: ludzi było sporo, chociaż nie na tyle, żeby nie dało się chodzić/oddychać/siadać, miejsce na szczęście było. Mało było za to cosplayerów, co bardzo bolało moje serduszko i zmysł estetyczny. Powodem był prawdopodobnie brak konkursu na strój w programie, mogło to zniechęcić niektórych. Ci, którzy się jednak pojawili byli cudowni i bardzo im dziękuję za wzbogacenie krajobrazu konwentu swoją zajebistością. Szczególnie zapadły mi w pamięć cztery piękne panny przebrane za postacie z DC i Marvela, konkretnie Killer Frost (wersję z "Assault on Arkham", uroczy strój), Shadowcat, Rogue i Zatannę, po okolicy kręciła się też Rey z nowych Star Warsów i przeuroczy mały Klon, któremu nawet wózek inwalidzki nie przeszkadzał w świetnym cosplayu.
Zdjęcie pożyczone z fanpejdża Panteonu.
Oczywiście nie samymi wystawami konwent żyje, wybrałam się więc sprawdzić parę punktów programu. Niewiele, bo udało mi się zaliczyć w sumie tylko pięć, przy okazji opuszczając kilka naprawdę ciekawych, których teraz żałuję. Ogólnie cały blok programowy wypadł raczej marnie. Nie mam na myśli samego programu, który moim zdaniem nie był wcale taki biedny, i sporo interesujących prelekcji udało mi się na nim znaleźć (jedno zastrzeżenie - pozdrawiam osobę, która wrzuciła "Avatara" do działu mangi i anime. So close!). Problemem była organizacja sal, czy może raczej kompletny jej brak. Punkty rozpoczynały się opóźnione, kończyły jeszcze mocniej opóźnione, ogólnie cały rozkład był w lekkiej rozsypce. Brakowało kogoś, kto przypominałby prelegentom o upływającym czasie (woah, zabrzmiało bardzo metaforycznie. Mam wizję gżdacza z wielkim transparentem "Memento mori", najz), podrzuciłby wodę, przypilnował ilości osób wchodzących do sali, pomógł z buntującym się sprzętem elektronicznym i tak dalej. Zamiast tego na większość z odwiedzonych punktów musiałam czekać, bo poprzedni prowadzący gadali sobie w najlepsze dziesięć minut po teoretycznym zakończeniu swojego punktu, na salach panował tłok i powietrza było niewiele. 2/10.
Ale cóż. Miałam w planach wybrać się na "Ilu w końcu było tych Robinów, czyli historia Bat-rodziny" Kelena, bo prelkuje on bardzo ładnie, a temat jest mi bliski - zwłaszcza, że sama miałam ochotę zgłosić na Falkon punkt o podobnej tematyce. Oczywiście nic z tego nie wyszło, tak samo jak z pójścia na ten panel - dziesiąta rano to jednak nieludzka godzina jest. Jako pierwsze odwiedziłam więc dopiero spotkanie z Danielem Grzeszkiewiczem, rysownikiem i autorem wydanego niedawno albumu "Gedeon", czyli jednej z rzeczy, które kupię zaraz po obrabowaniu pierwszego banku. Spotkanie nie cieszyło się niestety dobrą frekwencją, w sumie mniej niż połowa siedzeń była zajęta. Zawsze jest mi strasznie głupio w takiej sytuacji, kiedy pomyślę sobie, jak niemiło musi być prowadzącemu i, przede wszystkim, gościowi, naprawdę tego nie lubię. Do tego doszły jeszcze problemy techniczne, które uniemożliwiły oglądanie prac Daniela (znowu kłania się brak gżdacza, który by to załatwił). Wypadło to dość średnio, chociaż sam twórca opowiedział sporo o swoich ostatnich projektach, głównie o ufundowanym przez fanów albumie - wspomnianym wcześniej "Gedeonie" - oraz o "D'Or du Rhin" francuskim komiksie, którego tom ilustrował. (Panel został nagrany, możecie obejrzeć go tutaj.)
Po tym wróciłam do pałętania się po okolicy. Dość długo nękałam ludzi z Sol Invictus, a więc twórców "Lisa" i, od niedawna, "Incognito". Udało mi się przy tym zdobyć parę autografów i komiksów, a także usłyszeć miłe słowo na temat Muzeum (!!!), a więc było to bardzo owocne nękanie. Udało mi się też wypatrzeć Koko, czyli innego lubianego przeze mnie twórcę i ustawiłam się w ogonku po autografy, ale niestety, po jakiejś godzinie stania mój cel wstał i sobie poszedł, porzuciwszy ogonek. Razem z dwójką innych zawiedzionych czekających udałam się na kolejne prelki.
Najpierw trafiłam na "Prelekcja o DC You, czyli nowej fali nowych serii z DC Comics" prowadzonej przez Uncle Mroowę, Lokusa (na którego prelkę wybieram się od Pyrkonu, w końcu się udało! Plus, tu usłyszałam drugie miłe słowo o Muzeum) i Kelena (same sławy). Panel bardzo sympatyczny, ciekawy, miał lekkie problemy ze zmieszczeniem się w czasie, ale poza tym wypadł bardzo dobrze. Miałam zostać po tym na "Scarecrow: Czego boi się Batman?" Michała Siromskiego i Michała Chudolińskiego, ale zamiast tego naiwnie wróciłam do czekania w kolejce u Koko. Znowu na próżno. Za to w międzyczasie udało mi się namówić jedną z tych nowo poznanych osób na zakup dwóch pierwszych "Lisów", więc byłam z siebie niezwykle dumna. Po kolejnej porcji kręcenia się po wystawcach dotarłam na "Marvel - od Now do Secret Wars i dalej - ostatnie lata w największym wydawnictwie komiksowym na świecie" Oskara Rogowskiego i Kamila Śmiałkowskiego. Sporo informacji w całkiem przystępnej formie, chociaż podanie tego wszystkiego pozostawiało, moim zdaniem, wiele do życzenia. Na koniec dnia byłam jeszcze na "Bale kontra Keaton, kto był lepszym Batmanem? I inne komiksowe potyczki na argumenty" trzech osób z bloga DCManiak, a skupiającym się nie tylko na wspomnianym w tytule sporze, ale i na wielu innych. Na plus bardzo aktywna publiczność, łatwo wdająca się w dyskusję i przekrzykująca samych prowadzących. Ogólnie sympatyczna rzecz, chociaż nie udało się przeprowadzić wszystkich zaplanowanych punktów - to był jedyny punkt programu, na którym ktoś faktycznie przyszedł i kazał kończyć. Było to co prawda związane z zakończeniem dzisiejszego festiwalowania, a nie programem, ale zawsze coś.
Drugiego dnia pojawiłam się w Atlas Arenie tylko na moment. Poszłam na spotkanie z Kiciputkiem, które było niesamowicie sympatyczne, jak to zwykle z nią bywa. Opowiadała o całym mnóstwie projektów, w tym o komiksie "Rag&Bones", książce "Maja z Księżyca" (pożądam tego cudeńka tak mocno, muszę sobie w końcu zakupić), planach związanych z "Shadowshifters", poruszono też temat "Tequili" (ten tytuł będzie chyba ciągnąć się za Katarzyną do końca kariery, meh). Bardzo przyjemne spotkamie, tak poza tym. Przed tym miałam okazję oglądać Kicię podczas rysowania na jednym z tabletów wystawionych na stoisku, niżej focia (miała być focia rysunku, ale jak to, jak obok taka śliczna i fotogeniczna Kiciputek?). 
Oprócz spotkania postanowiłam przejść się po wystawcach. Pierwszy raz natknęłam się wtedy na przepiękne stoisko pełne pluszowych Pokemonów. Ból straszliwy złapał mnie w sercu, patrzyłam na te cudeńka (well, "cudeńka" to nieco umowne pojęcie. Wypatrzyłam Najbardziej Derpnego Vaporeona i Najbardziej Grumpy Espeona evah. Szpetne, ale kochane) i płakałam nad dwiema dychami, które miałam w kieszeni. W końcu przełamałam się i kupiłam tylko jednego, małego, plastikowego Poka za pięć złociszy. Pozostałych piętnastu zdecydowałam się nie wydawać, choćby nie wiem co. Udało mi się przez pięć minut, bo po tym czasie znalazłam komiks z Justice Society of America, jednym z moich najukochańszych teamów w DC. Dwadzieścia złotych z przekreślonych trzydziestu pięciu. Już zaczęłam przeklinać swój poprzedni zakup, ale cudowny Pan Sprzedawca okazał się być łaskawym człowiekiem i oddał mi to za piętnaście złotych polskich. Radość moja była wielka.
Tu w sumie kończy się dla mnie MFKiG, bo musiałam uciekać na pociąg. Pożegnałam się jeszcze z ludźmi i pluszowymi Pokami, dostałam najpiękniejszy prezent od Panteonu i odjechałam w stronę, stojącego całkiem jeszcze wysoko, słońca.

Teraz chciałam zaspamować Was zdjęciami moich łupów, ale niestety, nie ma ich zbyt dużo. Jak już pisałam, moje fundusze były strasznie ograniczone, więc większość rzeczy przedstawionych na zdjęciach jest kradzione otrzymane za darmo za zgodą wcześniejszych posiadaczy. Przy okazji pochwalę się autografami, bo wielce przystojne wyszły.
Chciałam dać też zdjęcie smyczki z plakietką, ale pojawił się istotny problem - nie dostałam jej. Bardzo mi z tego powodu przykro, moja kolekcja konwentowych identyfikatorów taka niepełna, taka smutna.
Autograf dwóch Lisotwórców - widać Dorotę z Papierków, a ten mały pypeć po lewo to podobno podpis Pana Scenarzysty.
Incognito.
Pół-łysa panna Alicja, którą mam ogromną ochotę zakosplajować. Hmhm. 
Przypinka z Giratiną wygrana w loterii, reszta panteońska. Te z Kobietą-Kicią i Agent Carter to moje ultimate fave'y.
Bardzo pijękny jak na te pięć złociszy. 
Kubek z dwiema komiksowymi pannami! Pannami trzymającymi się za rękę w pojednawczym geście! Kobieca solidarność i girl power tak bardzo, ach. 

No i cóż, tak to wygląda. Nie przywiozłam zbyt wiele, ale na samym festiwalu bawiłam się bardzo dobrze, choć krótko. Atmosfera była całkiem konwentowa, ludzi dość dużo, organizacja może miała pewne braki, ale ogólnie wszystko stało na wysokim poziomie. Udało mi się spotkać (na krótko, bo na krótko, ja ogólnie nie jestem zbyt dobra w spotykaniu) sporo świetnych osób, które, z jakiegoś powodu, nawet zamieniły ze mną parę słów. Ogólnie było mi bardzo miło, za rok na pewno znowu się pojawię, a tymczasem odkładam pieniądze na kolejny kon - w planach mam Falkon, oby wypaliło.

Serialowa notka będzie spóźniona, notka o nowym "Lisie" już się pisze. W ogóle postanowiłam zrobić jakiś wpisowy plan i ściśle się go trzymać, tym razem tak naprawdę. Jak na razie kolejne tygodnie widzę tak: "Lis", "iZombie", "Incognito", coś o kreskówkach i "Endgame" w końcu, bo obiecałam już milijon lat temu. Plus, w międzyczasie notki serialowe, a do tego biorę udział w wyzwaniu czytelniczym polegającym na wybieraniu lektur skupiających się na postaciach LGTB+, więc pewnie wpadnie coś z tego - na pierwszy ogień chyba "Batwoman: Elegy", bo stoi na półce i czeka na reckę od dawna już. 
Trzymajcie kciuki, żeby coś z tego wyszło. 
Do napisania. 

Comments

  1. Reeecka!
    (Nawiasem mówiąc, przeczuwam, że będę tak rozpoczynała chyba każdy mój komentarz na Muzeum. Czuję się przez to głupio, brzmi to trochę jakbym była zombiakiem charczącym „Móóózg…!”)
    Strasznie sympatycznie napisana rzecz, aczkolwiek, jak zresztą uprzedzałaś, mocno subiektywna. Komiksów zazdroszczę tak bardzo, że o Jerzu, kubka prawie tak samo. Błędów nie znalazłam – pewnie dlatego że, przyznaję bez bicia, nie szukałam, tylko cieszyłam się tekstem. I widzę, że będzie w końcu „Endgame”, jej! Cieszę się też na „Batwoman: Elegy”. Czekam na recki. :)

    T

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mi to odpowiada. Skoro już poświęcasz czas na komcianie mojego bloga, to możesz robić to, jak tylko chcesz, i tak jestem wdzięczna. ^^
      Komiksy dostały mi się śliczne, polecam. Do "Endgame" zabieram się już od dawna jako ten pies do jeża, wypadałoby w końcu coś napisać. "Elegy" już nawet zaczęłam pisać kiedyś, ale nic z tego nie wyszło.

      Delete
  2. Ten pokemon taki ładny, przygarniałbym <3
    Zazdroszczę możliwości bycia na konwentach, mnie zawsze na przeszkodzie stają rodzice i upośledzenie mózgowe, przez które boję się nawet pójść do sklepu ;-;

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie oddam, niestety. Aktualnie mieszka na mojej półce, dzielnie podtrzymując stojące obok książki.
      Oj tam, rodzice. Jesteś silną i niezależną postacią kobiecą, możesz jeździć gdzie chcesz. A o to upośledzenie się nie martw, konwenty dzieją się w jakiejś innej rzeczywistości, w której nawet fobia społeczna się wyłącza. No, w mniejszym lub większym stopniu. Czasami.

      Delete
  3. Oja, wygląda na naprawdę fajne wydarzenie. Domyślam się, jakie trudne musiało być oglądanie tych wszystkich stoisk i niekupowanie wszystkiego ;___;

    ReplyDelete
    Replies
    1. Okropnie. ;____; Chodziłam tak sobie w kółko, patrząc tęsknym wzrokiem za wszystkimi figurkami i komiksami, płacząc cicho w duchu.

      Delete
  4. Świetna relacja! Piękne autografy i piękny pokemon. I czekam na recki z wyzwania z LGBT+ :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję, miło mi. :3
      Recki będą się pojawiać. Wyzwanie miało trwać w sumie całą jesień, więc zostało mi niewiele czasu, ale już się przymierzam - na pewno będzie ta zapowiedziana "Batwoman", znalazłam też ciekawie brzmiącą powieść z lesbijką w roli głównej, no i mam jeszcze parę innych, ładnych komiksów na oku.

      Delete

Post a Comment