Recenzja "Postapo - Nienormalna normalność"

Omawiany dziś komiks wpadł mi w łapki zupełnie przypadkiem, postanowiłam więc napisać krótką opinię, tak w oczekiwaniu na tekst o "The Force Awakens". 


„Nienormalna normalność” to komiks utrzymany w klimacie, jak nietrudno się domyślić, postapokaliptycznym. Tomik autorstwa duetu Gizicki&Małecki opowiada o mężczyźnie przemierzającym samotnie zniszczoną i opustoszałą Polskę. Kwestia tego, co doprowadziło do obecnej sytuacji zostaje całkowicie zignorowana, musimy zadowolić się wyjaśnieniem „bo tak” i po prostu wejść w świat przedstawiony. Świat, niestety, niezwykle niezapraszający - nie ze względu na czyhające w nim niebezpieczeństwa, ale przez to, jak wtórny, nieoryginalny i nudny jest. Zawiera w sobie wszystkie typowe cechy settingu, nie dodając zupełnie nic od siebie, niczego nie zmieniając, ani nie nadając cech charakterystycznych dla swojego własnego świata. 

Zupełnie nieinteresujące tło opowieści nie przekreśla oczywiście całego tytułu. W takim wypadku potrzeba by jednak było wciągającej historii, a także ciekawych postaci, które zdołają udźwignąć na swoich wyimaginowanych barkach ciężar opowieści. Z przykrością stwierdzam, że omawiany przeze mnie komiks nie ma ani jednej z tych rzeczy. Fabuła, jak wspominałam wcześniej, jest prosta jak budowa dzidy, a przy tym zupełnie nieporywająca. Widzimy odhaczanie kolejnych punktów z listy „Rzeczy do robienia na pustkowiu po upadku ludzkości: wersja standardowa”. Mamy więc pałętanie się po opustoszałych ulicach, podziwianie krajobrazu, przeszukiwanie okolicznych domów, zdobywanie jedzenia, unikanie zagrożeń. Zagrożeń, warto dodać, raczej niesprecyzowanych i zupełnie nieprzerażających, ograniczających się w sumie do agresywnych ludzi, którzy, z jakiegoś powodu, atakują każdego na kogo wpadną. I nie, nie chodzi tu o zombie-like zachowania powodowane jakimś wirusem czy czymś takim – po prostu grupki uzbrojonych dupków. Jak można się domyślić, łażenie po pustym mieście szybko nudzi - zarówno protagonistę, jak i czytelników - jednak spotykane na drodze przeszkody wcale nie jawią się ciekawiej.  
Bohaterowie, coby zbytnio się na tle tego wszystkiego nie wyróżniać, są równie miałcy i płascy. Ani protagonista, ani którakolwiek z pozostałych postaci, nie przejawia najmniejszych ilości charakteru, nie wykazuje żadnych unikalnych cech, może poza drobnymi różnicami w wyglądzie. Absolutnie nie byłam w stanie zżyć się czy polubić kogokolwiek, a zaraz po zakończeniu lektury nie pamiętałam już nikogo. 
Postapo to świetne narzędzie do ukazania ludzi rzuconych w nowe, nieprzyjazne środowisko, gdzie brak znanych przez nich norm czy zasad, a życia trzeba uczyć się na nowo - tym razem kierując się zupełnie innymi wartościami, niż w czasach "normalności". Tutaj tego zabrakło, widzimy jedynie dość niezgrabne i nieudane próby, przemycane w pojedynczych scenach i rzucanych tekstach. Może gdyby poświęcić temu więcej czasu, to prezentowałoby się lepiej, teraz jednak nie wystaje poza przeciętność całego komiksu. 

Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, kiedy wzięłam tomik do ręki, był brakujący przecinek w streszczeniu umieszczonym na okładce. Jak szybko się okazało, nie był to jedyny błąd interpunkcyjny, z jakim miałam się zmierzyć. Cały komiks jest nimi upstrzony – przecinki w świecie przedstawionym są towarem równie deficytowym, co benzyna czy papierosy. Pojawia się więc pytanie: kto odwalił taką żałosną redakcję? Odpowiedź jest niezwykle prosta: nikt. Przynajmniej według stopki redakcyjnej. Sprawia to, że ma się wrażenie czytania amatorskiej pracy opublikowanej w jakimś zacisznym zakątku internetu, a nie coś wydrukowanego i sprzedawanego.

Oprawa graficzna nie powala. Kreska Krzysztofa Małeckiego jest bardzo charakterystyczna, kanciasta i uboga w detale - mnie w ogóle nie ujęła, ale jestem pewna, że niektórym przypadnie do gustu. Ładnie komponuje się z szaro-burymi kolorami, które pasują do klimatu historii. Fakt, że pogłębia to uczucie nijakości i znużenia, które wzbudzają inne elementy komiksu. Równie miałko wypadają dialogi i monologi wewnętrzne protagonisty - wypadają dość naturalnie, ale brak im  polotu czy czegokolwiek, co zapadałoby w pamięć. 

Podsumowując, „Postapo. Nienormalna normalność” to komiks wybitnie wręcz nijaki. Świat przedstawiony jest najprostszą i najnudniejszą wersją postapokalipsy, jaką można sobie wyobrazić, nie wyróżnia się absolutnie niczym oryginalnym, a jedynie powiela to, co widzieliśmy już w tysiącu gier, filmów czy książek. Historia nie porywa, a bohaterowie nie są w stanie wzbudzić choćby grama sympatii czy zainteresowania. Szara i miałka szata graficzna zdecydowanie nie pomaga w odbiorze. Lekturę dodatkowo uprzykrzają błędy.
Nie jestem pewna, czy mogę polecić ten komiks komukolwiek. Fani klimatów postapokaliptycznych zanudzą się na śmierć, natomiast osoby, które dopiero chcą wejść w gatunek mogą się łatwo zniechęcić. Nie jest to komiks niesamowicie słaby, ale jego zupełna nijakość sprawia, że raczej nie jest wart swojej ceny. 

I tak, o. 
Planuję zorganizować niedługo konkurs w klimacie gwiezdnowojennym (przygotowałam już nawet całkiem eleganckie nagrody). Ktoś byłby tym zainteresowany? Trochę obawiam się sytuacji, w której liczba uczestników wahałaby się w okolicach zera. Dajcie znać, co Wy na to. 
Do usłyszenia w przyszłym tygodniu. Mam nadzieję. 

Comments

  1. Nazizm gramatyczny to zawsze dobry pomysł gdy nie można śmiać się z absurdów treści.

    Nijakość to chyba najgorsza z wad. Rzeczy złe można chociaż oglądać (czytać), z racji ich potworności... Nie od dziś wiemy, że zło to forma sztuki!

    A tu? Trochę przykre co?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ano, rzeczy nijakie zawsze czyta (i recenzuje) się najgorzej.

      Delete

Post a Comment