Recenzja "iZombie" S1

Miałam napisać tę notkę milijon lat temu, ale cóż. Mocno chaotyczna (jak zwykle), subiektywna (takoż) opinia o pierwszej serii "iZombie". 
Tu przypominam, że drugi sezon serialu już się rozpoczął, a o kolejnych odcinkach mam zamiar pisywać w Serialowej Warcie. Tymczasem krótko o serii pierwszej. 

"iZombie" zapowiedziane zostało mniej więcej w tym samym momencie, co "Flash", jako kolejny komiksowy serial Warner Bros i stacji CW, tym razem nie oparty jednak na superbohaterskiej sieczce z samego DC, a na serii wydawanej przez ich inprint, Vertigo. Vertigo znane jest z tego, że wypuszcza zazwyczaj serie skierowane raczej do dorosłego czytelnika (a przynajmniej dojrzalszego, niż w przypadku trykociarzowej części DC), które przy okazji zbierają spore uznanie fanów i recenzje pełne zachwytów. Z tego co się zorientowałam, pierwowzór omawianego tu serialu nie odstaje od reszty i może pochwalić się całymi rzeszami fanów - ja niestety tego nie wiem, nie czytałam, ale ostatnio ujrzałam w internetach piękny omnibus i rozważam kolejny napad na bank. Enyłej, znalezione opinie i komentarze powinny były nastroić mnie pozytywnie do tego projektu, ale niestety, każde spojrzenie na plakat czy zdjęcia promocyjne oraz rzucenie okiem na opis fabuły pozostawiały mnie z ogromnym wuteefem. Znaczy, serio, zombie pracujący dla policji i pomagający rozwiązywać sprawy dzięki swoim zombie-mocom? Serio? Spodziewałam się absolutnej tragedii - a jako, ze odpowiadać za nią miało CW - podszytej masą nastoletnich dram i romansów. Słowem: bleh. Sam pilot zaczynałam dwa lub trzy razy, a i tak nie byłam szczególnie przekonana, kiedy się skończył. Dopiero kolejne odcinki zmieniły moje nastawienie do serii w znacznym stopniu.
Nie jestem pewna, czy te grafiki faktycznie zachęcają do obejrzenia serialu. Hm. 
Sama historia ogranicza się właściwie do tego, co napisałam wyżej. Olivia Moore, młoda absolwentka medycyny, bierze udział w imprezie, która przybiera nieoczekiwany obrót - kończy się to ofiarami w ludziach, a sama bohaterka budzi się w worku na ciało jako zombie. Nie mija wiele czasu, kiedy odkrywa u siebie sporo trupich cech oraz ten charakterystyczny pociąg do ludzkich mózgów, który wszyscy (także ona) znamy z filmów, gier i seriali. Liv szybko porzuca pracę w szpitalu i przenosi się do policyjnej kostnicy, gdzie ma stały, łatwy i niewymagający mordowania dostęp do świeżych ciał. Wyjadanie zawartości ludzkich głów, poza walorami smakowymi (well, można chyba założyć, że zombiaki lubią ich smak, tak?) chroni naszą protagonistkę przed zmienieniem się w (nomen omen) bezmózgiego, agresywego potwora, ale jednocześnie nadaje jej cechy charakteru, umiejętności i wspomnienia poprzedniego właściciela rzeczonego mózgu. Przekwalifikowanie się oraz ta mała supermoc to jednak nie jedyne z efektów przemiany, sporo zmienia się też w jej życiu osobistym, relacje z rodziną pogarszają się, a związek z Majorem, jeszcze-niedawno-narzeczonym, rozpada. Liv próbuje jakoś poukładać wszystko w tej nowej sytuacji, a pewien przełom następuje, kiedy jej sekret poznaje współpracownik, co prowadzi do dwóch głównych wątków serialu: wykorzystywaniu nowonabytych skilli do rozwiązywania spraw kryminalnych oraz próby powstrzymania rozpełzającej się po ulicach zombie-zarazy.

Każdy odcinek przedstawia nam historię jednego śledztwa prowadzonego przez detektywa Babineaux i, robiącą za swego rodzaju konsultantkę, Olivię. Korzysta ona ze wspomnień trafiających na jej stół ofiar (ofiar przestępstw, nie jej, oczywiście) do wspomagania pracy policji, jednocześnie radząc sobie z ich cechami, charakterami i spojrzeniami na świat, które przejmuje - raz będzie to paranoik, raz ćpun, innym razem matka, artysta czy kleptomanka. Zmiany osobowości spełniają często rolę elementów komicznych, ale czasami wynikają z nich też jakieś przemyślenia, którymi Liv dzieli się zazwyczaj pod koniec epizodu. Cały ten cyrk wypada zazwyczaj zaskakująco zgrabnie, co prawda niektóre "wcielenia" bohaterki uważam za bardziej udane, inne mniej, ale zazwyczaj ogląda się to bardzo przyjemnie. Poza pracą w policji oglądamy też jej próby naprawienia relacji z rodziną i byłym narzeczonym, a także, nawet częściej, prowadzone ze swoim współpracownikiem próby stworzenia lekarstwa na zombizm. Sporym wątkiem jest też historia Blaine'a DeBeersa, czyli osoby odpowiedzialnej za przemienienie Liv oraz zaopatrywanie miejscowych zombie w świeże mózgi - pobierane w sposób znacznie mniej humanitarny, niż w przypadku naszej protagonistki. Wszystko to przeplata się i łączy, zazwyczaj jest dobrze rozłożone w czasie i rzadko kiedy widzimy odcinek, w którym nie dzieje się nic związanego z główną osią fabularną.

Ogromnym plusem są postacie, z których większość jest absolutnie przesympatyczna, a przynajmniej dająca się lubić - spośród głównych bohaterów nie przepadam w sumie tylko za jedną osobą, ale też nie jest to jakaś szczególna niechęć. Olivia jest urzekająca, niezależnie od tego, czyją osobowość akurat sobie przywłaszcza. Duża w tym zasługa aktorki, Rose McIver, która odwala kawał naprawdę dobrej roboty wcielając się w zupełnie różne wersje swojej bohaterki. Udało jej się stworzyć postać uroczą, zabawną, której przygody ogląda się z zainteresowaniem, ale równocześnie niepozbawioną wad i własnego, stałego charakteru. Reszta nie pozostaje w tyle: Ravi, pracownik kostnicy i przyjaciel Liv robi tu co prawda głównie za comic relief, ale wychodzi mu to tak cudownie, że nie mogę mieć mu tego za złe. Mocno kojarzy mi się z Cisco z "Flasha", co zdecydowanie działa na jego korzyść. Clive Babineaux, policjant, któremu pomaga nasza heroina, nie jest może szczególnie porywającą postacią i zazwyczaj robi raczej za tło dla Liv, ale też da się lubić. No i zasługuje na jakąś nagrodę za bycie najbardziej wyrozumiałym współpracownikiem świata, bo wszelkiego rodzaju zmiany nastroju znosi ze stoickim spokojem. Sporą rolę gra tu też Major, czyli właśnie ta jedna postać, za którą nie przepadam. Nie mam jakiegoś konkretnego powodu, po prostu wypada on przy innych niesamowicie blado i nieciekawie. Jego wątek rozpoczyna się jako dość bezcelowe pałętanie się po okolicy, ale po jakimś czasie rozwija się w coś całkiem interesującego, ale wciąż nie mogę się do niego przekonać. Moim absolutnym faworytem, już od pierwszego chyba odcinka, pozostaje Blaine, czyli główny antagonista serii. To jest tak absolutnie fantastyczna postać, ach. Świetnie zagrany (odtwórcę jego roli, Davida Andersa kojarzyłam już wcześniej z malej roli w "Once Upon a Time" i bardzo od tego czasu lubiłam), równie dobrze napisany, w dodatku z ogromną charyzmą i umiejętnością skradzenia każdej sceny, w jakiej się pojawia. Wypada szczególnie pięknie w porównaniu z innymi komiksowymi villainami, których w ostatnim czasie oglądałam na ekranie (ekhemGothamekhem) - zamiast przerysowania i sztuczności mamy tu taką zabawę rolą i schematami, naprawdę świetna rzecz. Poza tą grupą nie mamy zbyt wielu powracających postaci, gdzieś na trzecim planie kręci się matka, brat i współlokatorka Liv, ale przez większość czasu nie są szczególnie istotni.
Zdecydowanie najlepsza odpowiedź na pytanie "villainie, dlaczego villainisz?"

Od strony technicznej serial prezentuje się ładnie, bez większych zgrzytów. Straszliwie obawiałam się, jak będzie wyglądać to całe jedzenie mózgów i związane z tym umiejki, ale nie jest źle - posiłki przygotowywane przez Liv zazwyczaj nie wyglądają jak żelki, chociaż do animacji związanej z wizjami mogłabym się już doczepić. Podobnie jak do wyglądu zombie, który co prawda zazwyczaj ogranicza się li i jedynie do białych włosów i bladej cery, ale już w momentach, kiedy postać wchodzi w "full zombie mode" wygląda to słabiej. To jednak byłoby na tyle. Na uwagę zasługują zdecydowanie "komiksowe" wstawki, które umieszczane są często przy przejściu do nowej sceny. Ujęcie zostaje wtedy przedstawione w kresce przypominającej komiks, z jakimś żartobliwym podtytułem czy komentarzem. Niewielka rzecz, ale naprawdę sympatyczna i ciekawa.
Na uwagę zasługuje za to soundtrack, który świetnie pasuje do klimatu serii. Nie ma tu może zbyt wielu pamiętnych kawałków, nic nie powala, ale słucha się tego raczej dobrze.

Podsumowując, "iZombie" to przyjemny, zabawny serial, oglądanie którego przynosi sporo frajdy i świetnie umila czas. Nie jest to oczywiście żadne arcydzieło, muszę zaznaczyć - jest dobry, czasem nawet bardzo dobry, ale niepozbawiony pewnych głupot czy irytacji, nie powala też absolutnie niczym. Ale nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek tego od niego wymagał. To czysta rozrywka podana w dość oryginalnej formie, traktująca siebie lekko i z dystansem. Fani zombie mogą się nieco zawieść, jako że są ukazane tu one naprawdę niestandardowo, jednak można się do tego przyzwyczaić. Fani komiksu, z tego co mi wiadomo, nie zawiodą się. Fani niezłego humoru, ciekawych postaci i procedurali kryminalnych powinni być zachwyceni.
Ogólnie polecam każdemu, kto nie oczekuje od serialu zbyt wiele. Ze wszystkich oglądanych teraz przeze mnie serii ta jest zdecydowanie jedną z lepszych i przyjemniejszych w odbiorze.

No i tak, o. Miało być nieco wcześniej, jest teraz. Ostatnio życie zaatakowało mnie pewnymi rzeczami, i jakoś pisanie szło wolniej i słabiej, ale jest okej. 
Standardowo już zapraszam do krytykowania i dzielenia się opinią w komciach. Komcie są osom. 

Comments

  1. Osobista niechęć do zombiaków i opis serialu skutecznie zniechęciły mnie do jego obejrzenia. Dobrze wiedzieć, że jednak nie jest aż tak tragiczny na jaki wyglądał...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Imo osoby nie przepadające za zombiakami mogą polubić ten serial, tu trochę jak z "In the Flesh", zombiakowość jest nieszczególnie zombiakowa - a przynajmniej nie chodzi tu o bieganie i widowiskowe rozwalanie głów szpadlem.
      Ale rozumiem, może chociaż do "Flasha" się przekonasz. ;>

      Delete
  2. Replies
    1. Majora. ^^ Naprawdę nie mogę się do niego przekonać, nawet kiedy jego wątek zaczął się tak zagęszczać, a relacje z Liv i Ravim rozwijać się. Chociaż mówię, to nie jest też tak, że go nie znoszę i przewijam fragmenty z nim, raczej po prostu nie pałam do niego taką sympatią, jak do reszty.

      Delete
    2. Mnie Major wkurzył na koniec sezonu - Liv uratowała mu życie, a on do niej z pretensją, że zamieniła go w zombie. Serio, strasznie mnie tym zdenerwował, bo cholera jasna, to było niewdzięczne, nawet jeśli Liv zadziałała instynktownie nie bardzo licząc się ze zdaniem Majora. Ale kurczę naprawiła to, mógłby traktować ją lepiej.

      Delete
  3. O, przyznam szczerze, że mam podobne odczucia co ty, tylko Majora bardziej lubię. W sumie to jest mi on raczej obojętny.
    Hm, po kilku odcinkach przestałam oglądać „iZombie” (mam dużo innych seriali do obejrzenia, wiec nie chciało mi się oglądać czegoś średnio dobrego – wolałam nadrabiać zaległości z dobrych i świetnych seriali), tak więc pytam się – czy warto wrócić do „iZombie”? Jest lepiej z odcinka na odcinek czy wszystko utrzymuje raczej podobny poziom?

    T.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hmm, w sumie wszystkie odcinki utrzymują zbliżony poziom, może te finałowe wypadają nieco lepiej. Jeśli klimat i postacie niespecjalnie Cię urzekły, to chyba lepiej będzie skupić się na razie na lepszych seriach, a do tej wrócić w jakimś naprawdę wolnym momencie. ^^

      Delete
  4. Raz próbowałem obejrzeć ten serial ale nie, nie mogłem. Dla mnie jedynym świetnym serialem o zombie jest The Walking Dead i nic więcej:) Już Cię obserwuję i zapraszam do mnie:)
    Recenzjonistycznie
    No Longer Nightmare

    ReplyDelete
    Replies
    1. Huh, widzisz, ja The Walking Dead oglądam od samego początku, ale jakoś nie jestem fanką - w sumie bardzo lubię motyw apokalipsy zombie, ale na dłuższą metę robi się od zazwyczaj strasznie nudny. Już od kilku sezonów ciężko mi się ogląda.
      Z ciekawości, jakie inne seriale o zombiakach widziałeś? Słyszałam, że "Z Nation" jest niezłe, ale nie oglądałam. Jest jeszcze "In the Flesh", ale to zupełnie inne spojrzenie na tę tematykę.

      Delete

Post a Comment