Pyrkon 2016

Dwa tygodnie po Pyrkonie, yaaay. Na swoje usprawiedliwienie nie mam nic, jak zwykle mam to, że na ten temat pisałam już gdzie indziej: znajdziecie mnie wśród autorów relacji na Panteonie (któremu przy okazji ogromnie dziękuję za akredytację prasową - bez niej raczej bym sobie nie popyrkonowała w tym roku) i Planecie Marvel. Także widzicie, to nie jest tak, że całkowicie się opierdzielałam przez cały ten czas. Nie przez cały.

by PRE
Nie jestem pewna kiedy to się stało, ale w pewnym momencie konwenty przestały być dla mnie trzema dniami obcowania z fantastyką, a zmieniły się w trzy dni spotykania się z ludźmi, których znam jedynie z internetów i widuję raz na ruski rok. Tegoroczny Pyrkon nie różnił się pod tym względem od poprzednich imprez, ba, był jeszcze mniej konwentowy. Udało mi się wpaść jedynie na sześć prelekcji, za to halę wystawców przebyłam wzdłuż i wszerz jakieś siedemset razy. No i cóż. Całe czas spędziłam na pałętaniu się ze znajomymi, dewirtualizowaniu się z niektórymi, pałętaniu się dalej i więcej, patrzeniu na rzeczy i dalszym pałętaniu. Jakkolwiek cudowne i miłe by to nie było, na papierze nie wygląda zbyt dobrze, dlatego też po prostu przejdę do opowiadania o prelkach.

Pierwszy dzień w sali komiksowej zdominowany był przez Marvela, nie byłam więc zbytnio zainteresowana. Dopiero wieczorem wybrałam się na prelekcję pod lakonicznym, wiele mówiącym tytułem „Punisher”, zachęcona jego udanym występem w niedawnym drugim sezonie „Daredevila”. Punkt prowadzony był przez Tomasza „Orka” Rudnickiego, który dokładnie przedstawił origin antybohatera, jego historię (zarówno tę pokazywaną na kartach komiksu, jak i różne pomysły czy problemy twórców), opisał używane przez niego wyposażenie oraz solowe i cross-overowe występy. Poznałam kilka wartych uwagi komiksów, z których spora część została wydana w Polsce, mieliśmy też okazję posłuchać o filmach z udziałem Punishera, a nawet różnych tłumaczeniach i wersjach jego przydomku – najbardziej urokliwą wersją był używany przez prelegenta „Punio”. Całość prowadzona była bardzo zajmująco i ciekawie, jednak za pewien minus uważam straszliwie wymuszone żarty, którymi twórca chciał ubarwić prelekcję. Były one często niepotrzebne, zwłaszcza że niekiedy sam materiał źródłowy wystarczył, aby przyprawić słuchaczy o rozbawienie – jak choćby przy okazji kreskówkowej wersji Punishera, która walczyła ze Spider-Manem za pomocą śmiercionośnych pistoletów na klej. 

Kolejną okołokomiksową prelekcją, na jaką się dostałam, było „Ultimate Marvel – sukces czy porażka?” Michała „Miśka” Wolskiego. Nie siedzę w Marvelu zbyt głęboko, a uniwersum Ultimate kojarzyłam tyle o ile, głównie ze względu na Milesa Moralesa, czyli tamtejszego Spider-Mana. Jeśli jesteście w podobnej sytuacji – żałujcie, że nie byliście na tym panelu. Prelegent opowiedział o powodach powstania tej linii, przedstawił całą jego historię, mnóstwo poszczególnych serii, różnice między Earth-616, a światem Ultimate – słowem, wszystko, co chciałoby się wiedzieć, zanim zabierze się za te komiksy. Naprawdę ogromna dawka informacji, podana jednak w ładnej, zrozumiałej formie. Nie tylko dowiedziałam się mnóstwo o samym uniwersum, ale i poznałam wiele tytułów, które warto przeczytać – a także parę tych, których lepiej nie ruszać. Autor dobrze wiedział, jak zachęcić potencjalnych czytelników. 


W sobotę przypałętałam się do sali gier elektronicznych. Na prelekcję "O jakości gier" zdecydowałam się, bo akurat nie znalazłam w programie nic bardziej porywającego, a znajomi byli tym zainteresowani. Nie żałowałam, że tam poszłam, chociaż dostałam coś zupełnie innego, niż oczekiwałam. Prowadzący, Borys "Shuck" Zajączkowski, przedstawił swoje "dziesięć przykazań twórcy", czyli zbiór zasad, którymi powinien kierować się każdy, kto coś tworzy. Cóż, w założeniu chodziło o gry, ale odnosiło się to też do dowolnej innej dziedziny - ja, jako wannabe pisarka, też wyciągnęłam z tego co nieco. Niewiele miało to do czynienia z tematem, ale było ciekawe, przydatne i prowadzone w niezwykle sympatyczny sposób.

Niedługo potem "Sztuka przetrwania w czasach indiepokalipsy", czyli panel dyskusyjny z udziałem Jacka "Shala" Głowackiego, Natalii "Nadyi" (Nadii? Nie jestem pewna, ale wiadomo, o kogo chodzi) Dołżyckiej, Wojtka "Mruqe" Mroczka, Alberta Pałki. Dotyczył wydawania, a także promowania gier niezależnych w Polsce. Nie jest to może coś, co zamierzam robić w najbliższym czasie, ale jeśli jednak bym się na to decydowała, to mam niezłe podstawy - goście panelu wiedzieli o czym mówią, przekazali to w jasny i klarowny sposób, rzucając konkretnymi przykładami. Świetna sprawa - jeśli kiedyś pochwalę się wydaną grą, to wiecie, czemu to zawdzięczam.

Już rano postawiłam sobie za punkt honoru dostanie się na prelekcję "Sprawa Barbary Gordon", prowadzoną przez Sarę Górną. Plan stał pod znakiem zapytania, jako że miała ona miejsce zaraz po "Indiepokalipsie". Jakoś przebiegłam trasę między dwoma budynkami Targów, dopadłam sali komiksowej i wylądowałam w kolejce tak długiej, że cała moja nadzieja zaczęła szybko obumierać. Okazało się, że nie doceniłam wielkości pomieszczenia, w którym odbywała się prelekcja – czekający nie tylko zmieścili się, ale i zostawili sporo wolnego miejsca. Duży plus dla organizatorów za zapewnienie takiej przestrzeni, przynajmniej w przypadku sali komiksowej.
Sama prelekcja ogromnie mi się spodobała. Autorka co prawda sprawiała wrażenie nieco zestresowanej, ale szybko nabrała odwagi i wyraźnie cieszyła się z możliwości opowiadania o lubianej bohaterce. Prowadziła z wielkim zaangażowaniem oraz widocznym obeznaniem w temacie, przedstawiając historię Barbary Gordon, a także wszelkie problemy i kontrowersje, jakie jej dotyczą, poleciła też godne uwagi serie o Babs, zachęcając do samodzielnego zapoznania się z tą postacią. 

W niedzielę zaliczyłam jeden punkt programu - jedyny, na który naprawdę straszliwie chciałam iść, taki absolutny must-go. "Baśniowe tradycje "Opowieści sieroty" C.M. Valente", czyli prelekcja o genialnej dylogii, o której wspominałam w poprzedniej notce (w moim stosiku pojawił się pierwszy tom "Opowieści..."), temat jednego z przyszłych wpisów ("przyszłych" w praktyce oznacza najbliższe siedem lat). Spodziewałam się krótkiego omówienia świata przedstawionego i wskazania tradycyjnych baśniowych elementów, dostałam... cóż, w sumie właśnie to. Ale na jakim poziomie, jak podane! Coś niesamowitego, naprawdę. Magdalena "magbed" Bednarek nie tylko dokładnie przeanalizowała znane motywy użyte przez pisarkę, ale i wskazała wiele inspiracji czy wariacji, zasypując słuchaczy taką ilością wiedzy o baśniach, o jaką nie podejrzewałabym żadnej żyjącej istoty. Jakby tego było mało, przedstawiła to wszystko w absolutnie powalający sposób, z ogromnym entuzjazmem i uczuciem. Coś wspaniałego, zdecydowanie jedna z najlepszych prelekcji, na jakich w życiu byłam.

Sporym minusem całego wydarzenia był fakt, że pojechałam na nie absolutnie bez pieniędzy. No, prawie żadnych, musiałam w końcu mieć jakieś drobne na jedzonko, ale na tym właściwie moje fundusze się kończyły. Jestem w trakcie zbierania ogromnej sumy na pewne Niecne Cele, dlatego też nie mogłam pozwolić sobie na wydawanie ani grosza na okołonerdowskie pierdoły (z tego samego powodu od dłuższego czasu żyję bez nowych książek czy komiksów. Chlip). Udało mi się jednak zdobyć co nieco lootu - niewiele, ale zawsze.

Kostki! Fioletowa k20 dorzucona była do wejściówki na Pyrkon, resztę (dwie kostki do Fate'a/Fudge'a i dwie pokazujące dostępne wzory) dostałam za zagranie dwóch krótkich sesji na stoisku Q-Workshopu.

Trzy komiksy od wydawnictwa Sol Invictus. Recka czwartego "Lisa" już wisi, dwa pozostałe doczekają się swoich już niebawem.

Dwa uroczo monotematyczne prezenty. Pluszowy Umbreon to jeden z tych pięknie derpnych Poków, nad którymi przepłakałam kilka ostatnich konwentów. Poduszka (właściwie "poduszeczka", to coś ma jakiś centymetr kwadratowy wielkości) z Mudkipem to poduszka z Mudkipem - obok czegoś takiego nie przechodzi się obojętnie.

Dwie przypinki z "Witchpub" - cudownego komiksu internetowego, który wydał się ostatnio na papierze. Sprezentowane mi przez jedną hojną, puchatą duszę.

Nóż Riddicka! Na cosplay, który zrobię... kiedyś. Jak tylko skończę te wszystkie inne, które też mam w planach. Negasonic Teenage Warhead, Ripley, Aang, Lex Luthor - tyle łysych postaci, tyle pomysłów. Tylko pieniędzy i umiejętności brak. Ten nożyk wycraftował mi utalentowany w łapkach znajomy

Moje pierwsze karty do MTG, awww. Darmowy starter, sześćdziesiąt kart, białe-czerwone. Do mojej obecnej, złożonej zaraz po Pyrkonie, talii trafiło stąd tylko kilka czerwonych landów - reszta pochodzi z wielkiego pudełka pełnego kart, które postanowił oddać znajomy znajomego. Ja sama mam zamiar niedługo zainwestować w ten biznes nawet jakieś pieniądze, ale to w czerwcu, jak już będę jakieś miała.

Konwent to jednak nie same prelekcje i sklepiki (well, teoretycznie). Pod względem organizacji oceniam ten Pyrkon nieco gorzej, niż poprzednie. Szczególnie sprawa preakredytacji wypadła dość słabo, zamiast usprawnić wejście – przedłużyła je o kilka godzin stania w kolejce, w dodatku nie oferowała niczego poza darmową pyrkonową kostką. Znacznie lepszym wyborem byłby porządny program w formie książeczki, nie świstka papieru, zawierający opis punktu, czy chociażby jego autora.

Doceniam za to rozbicie atrakcji na tyle budynków, co skutkowała mniejszym ściskiem na korytarzach. Za ogromny plus liczę też atrakcje poza programowe – liczne wioski, gry elektroniczne, Obwoźna Czytelnia Komiksów czy dobrze zaopatrzony, przestronny gamesroom (a zwłaszcza prosty, ale genialny, system baloników, którymi oznaczano chęć znalezienia graczy - sama nie korzystałam, ale widziałam je w akcji). Ogólnie mówiąc, Pyrkon trzymał wysoki poziom i urzekał swoją charakterystyczną, konwentową atmosferą. Wszystkim, którzy nie dotarli do Poznania w tym roku, polecam zacząć odkładać pieniądze na kolejną edycję.

Mam milijon zaległości i muszę je ponadrabiać. Ech. Życzcie mi powodzenia, postaram się zrespić bloga na tyle, na ile się da. 

Comments

  1. Widziałem te tłumy stojące w kolejkach do wejścia, ale to dobrze. Znaczy Pyrkon przyciąga.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przyciąga, przyciąga. Czterdzieści tysięcy stuknęło w tym roku.

      Delete
  2. Miło usłyszeć coś pozytywnego o Pyrkonie, bo co rozmawiam ze znajomymi to same utyskiwania słyszę. Niestety życiowe okołotrudności sprawiły, że opuściłam już dwa kolejne Pyrkony... Może w przyszłym roku się uda. No zobaczymy

    ReplyDelete
  3. Zechcesz opowiedzieć coś więcej "sztuce przetrwania w czasach indiepokalipsy"? Będę ci bardzo wdzięczny, bo temat brzmi ciekawie.

    ReplyDelete

Post a Comment