Recenzja "Króla Wron"

Omawiana dziś przeze mnie książka idealnie plasuje się w czasie, lądując na blogu chwilę po "Przebudzeniu". Widzicie, obie pozycje mają ze sobą mnóstwo wspólnego: obie to urban fantasy w klimacie horroru, obie opowiadają o młodych facetach, których w miarę normalne życie staje nagle na głowie, obie są debiutami, a do tego obie dostałam za darmo, jako egzemplarze recenzenckie. Różnic jest wiele, jedna zasadnicza: poziom, który sobą reprezentują. 


"Król Wron" to, jak wspomniałam, urban fantasy z elementami horroru oraz swego rodzaju baśniowym klimatem, przypominającym twórczość Neila Gaimana. Nie jest to zresztą jedyne, co budzi takie skojarzenia, bo i sama historia, i sposób jej serwowania przywodzą na myśl jego prace, a zwłaszcza "Nigdziebądź".
Śledzimy losy Adama, całkiem zwyczajnego, nudnego wręcz, faceta. Pracuje jako korektor w niewielkim wydawnictwie, nie jest szczególnie lubiany, mieszka na odludziu, a jego najbliższymi są jego przyjaciel, Eliasz, oraz pies, Łachman. W miarę poukładane życie głównego bohatera zmienia się raptownie, kiedy podczas nocnej wędrówki przez park natyka się na tytułowego Króla Wron, tajemniczą postać z dziecięcych rymowanek, który okazuje się być nie tylko zatrważająco realny, ale i agresywnie nastawiony do naszego protagonisty. Adam ląduje w szpitalu, gdzie okazuje się, że to dopiero początek dziwnych wydarzeń: w nocy nawiedza go kreatura zwana Wiązem, wrony zaczynają do niego gadać, a życie najbliższych jest zagrożone. Do tego dodajmy fakt, że jego kolejnym przystankiem jest psychiatryk, który w dodatku okazuje się skrywać pewne mroczne sekrety, a towarzyszami dalszej podróży zostają niezrównoważony morderca oraz mała dziewczynka, która zdaje się nie być tym, na kogo wygląda. Historia próby odnalezienia Króla i odkrycia jego motywów obfituje w niesamowite miejsca i intrygujące postacie, a także przedziwne opowieści o przedstawionym świecie. Wszystko jest sprawnie przedstawione, bez większych dłużyzn, barwne i tętniące życiem. Większość wątków pozostała otwarta i czeka na rozwiązanie w kolejnym tomie, jednak nie sprawiają wrażenia niedokończonych, a fabuła nie wydaje się być bezcelowa i urwana w połowie. Pewne elementy uważam za nieco przeciągnięte i zbędne, ale ich natężenie nie było na tyle duże, żeby uprzykrzyć lekturę.

Sporo czasu poświęcono poszczególnym postaciom, dzięki czemu już po kilku stronach możemy poznać je i, odpowiednio, polubić lub wręcz przeciwnie, zapałać do nich gorącą niechęcią. Ja osobiście darzę ciepłymi uczucia większość z nich, nawet głównego bohatera, którego na samym początku książki raczej nie posądziłabym o bycie taką sympatyczną postacią. Ogromnie podobają mi się też kreacje Eliasza i jego żony, Marty - nie pojawiają się co prawda zbyt często, ale są ujmująco ludzcy, naturalni i idealnie wypadają w kontraście do mniej normalnej części znajomych Adama. Spośród nich szczególnie ujmująca jest Panna Bluszcz, wspomniana wcześniej dziewczynka, która łączy w sobie dziecięcą niewinność i pewne niepokojące niedopowiedzenie. Przeciwnicy naszych bohaterów prezentują się równie interesująco. Co prawda Wiąz jest moim zdaniem nieco zbyt szablonowy i przez to nieciekawy, reszta jednak za niego nadrabia - zwłaszcza Soporta, podążająca za Adamem zjawa. Nie wiemy jeszcze wszystkiego na temat tych wrogów, ich motywy i plany pozostają zakrytymi kartami, czekającymi na ujawnienie w kontynuacji. Podobnie zresztą ze wszystkimi poznanymi bohaterami, ale są oni na tyle intrygujący, że czekanie na poznanie ich bliżej może stać się uciążliwe. 

Ogromną zaletą książki jest klimat. "Króla Wron" zdecydowanie można nazwać horrorem, w każdym tego słowa znaczeniu. Jest duszno, mrocznie, a niezwykła baśniowość świata sprawia, że idealnie opisać tę atmosferę można jedynie słowem creepy. Skłamałabym mówiąc, że powieści udało się mnie przestraszyć, ale przyznaję, że momentami wzbudzała niepokój. Wykorzystywane motywy nie są może szczególnie innowacyjne, ale podane w sposób umiejętny i działający na wyobraźnię. Czytało się ją też straszliwie szybko - nie dlatego, że Autor operuje jakimś szczególnie lekkim piórem i językiem, a przez to, że historia wciąga i nie chce wypuścić, dopóki nie wchłonie się jej całej. 

Od strony technicznej zwróciłam uwagę na dwie rzeczy. Pierwsza, niestety ta mniej przyjemna, to straszliwie rzucający się w oczy brak korekty. Literówek, takich najzwyklejszych, z poprzestawianymi literami, jest multum, odwrotną sytuację mamy z przecinkami, których jest kilkakrotnie mniej, niż być powinno. Uderzyło mnie to po pierwszych paru stronach i ciągnęło się aż do końcówki. Jest to o tyle zabawne, że główny bohater to korektor i momentami możemy posłuchać o jego pracy - aż ciśnie się na usta pytanie, czemu nikt taki nie poświęcił chwili dla "Króla Wron". Interpunkcja to jednak nie jedyny problem książki. W swoim egzemplarzu natrafiłam na ciekawą sytuację, w której po stronie sto drugiej nastąpiła... dziewięćdziesiąta piąta. Kolejne siedem stron było powtórzone, a później wszystko biegło już właściwym torem. Nie mogę stwierdzić, czy to tylko ja miałam takie szczęście, czy zdarza się to częściej, ale wrażenie zrobiło raczej negatywne.
Druga rzecz ma się jednak znacznie lepiej - mam tu na myśli oprawę graficzną. Już sama okładka zasługuje na pochwałę, jest prześliczna i to właśnie ona sprawiła, że zainteresowałam się tym tytułem. Jej autorem jest  Iwo Widuliński, który namalował też inne ilustracje do książki - część z nich można znaleźć wewnątrz, gdzie umilają lekturę i nadają klimatu, a parę wisi w internecie jako grafiki koncepcyjne postaci. 
Dopracowana strona wizualna gryzie się z zaniedbanym tekstem pełnym literówek i błędów interpunkcyjnych, te z kolei nie wpływają dobrze na odbiór treści. Mam nadzieję, że przy kolejnej pozycji wydawanej przez MadMoth się to poprawi.
Skoro już narzekam, mam tu mały problem - całkiem subiektywny i właściwie nie przeszkadzający w wyborze, ale jednak. Nie podoba mi się rozbicie historii na parę części, bo historia należy, moim zdaniem, do takich idealnie pasujących na jedną, zamkniętą powieść. Fabuła przedstawiona w pierwszym tomie nie jest co prawda szczególnie powyciągana, ale często miałam uczucie, że dany fragment można by spokojnie przedstawić w paru akapitach, nie stronach. Ponadto obawiam się, jak będzie wyglądać kolejna część, czy pomysłów na pewno starczy na zapełnienie jej. Jak mówię, to tylko moje gdybania i lęki, bo oceniać mam zamiar dopiero po przeczytaniu dwójki - a przeczytać będę ją chciała na pewno. 

Podsumowując, "Król Wron" to przyjemna w odbiorze książka z wciągającą fabułą, ujmującą atmosferą, sympatycznymi bohaterami i całkiem zgrabną intrygą. Ma słabsze momenty i z pewnością nie jest żadnym arcydziełem, ale to kawał porządnej powieści, czas spędzony na czytanie której nie będzie zmarnowany. Jeśli macie ochotę na duszne, gaimanowskie klimaty, ale przeczytaliście już wszystkie jego dzieła po pięć razy - to może być idealny zamiennik. Polecam również wszystkim miłośnikom baśniowych klimatów oraz horrorów, mających do zaoferowania coś więcej, niż tylko rzucanie w czytelnika flakami i krwią. Zdecydowanie udany debiut.

Książka udostępniona mi przez MadMoth Publishing, za co serdecznie dziękuję. 

Krótko, ale udało mi się przekazać wszystko, co chciałam. To już coś.
Przepraszam za zwłokę, postaram się nieco ogarnąć, obiecuję. Za parę dni będzie o pewnym komiksie, stay tuned. 

Comments

  1. O, w moim egzemplarzu nie ma poprzestawianych stron, musiał się jeden wyjątkowy trafić...

    Zgadzam się z punktem odnośnie rozbicia historii na części, faktycznie zgrabniej by się to zamknęło w jednym tomie, ale dalsza część się dopiero pisze, więc... Przyjdzie poczekać. Daje to za to szanse na kolejne ładne obrazki. Chyba, że wezmą tą samą okładkę... wtedy chyba pozabijam.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak właśnie podejrzewałam, że to po prostu moje szczęście.

      Nie pogardzę kolejnymi ładnymi obrazkami, też mam nadzieję, że użyją innego. Chętnie zobaczyłabym na niej Soportę lub Bestię, mogłyby ładnie się prezentować.

      Delete

Post a Comment